środa, 22 lutego 2012

Eksperyment etyczny?

Podczas dyskusji na blogu Czarka (http://immanencja.blogspot.com/2011/12/etyka-hierarchiczna.html) pojawiło się bardzo ciekawe pojęcie eksperymentu etycznego. Większości z was pojęcie to wyda sie - i moim zdaniem słusznie - sprzeczne wewnętrznie. Prowadząc rozmowę dosyć szybko zaczęliśmy w podawanych przykładach odchodzić do niego na rzecz pojęcia eksperymentu egzystencjalnego. To ostatnie pojęcie, które było na wspomnianym blogu głównym przedmiotem analiz, zostanie omówione w kolejnym moim tekście. Teraz jednak chciałbym w kilku krokach przyjrzeć się temu pierwszemu, bowiem mimo tkwiącej w niem sprzeczności, pozwala ono ukazać kilka bardzo interesujących kwestii.
Tekst dotyczy problemu: na ile sensowne jest mówienie o eksperymentach w sferze etyki? W pierwszym rozdziale omawiam podstawowe pojecia: hipotezy i eksperymentu. Odwołuje się tutaj do nauki po prostu, bowiem z tego obszaru pojęcia te biorą swe źródło. W drugim rozdziale odpowiadam na pytanie czym jest etyka, oraz wprowadzam wśród jej twierdzeń podział na twierdzenia kategoryczne i hipotetyczne. W trzecim ukazuje istotę problematyczności stosowania kategorii eksperymentu w etyce. W czwartym stawiam pytanie: na ile ma sens mówienie o eksperymentach etycznych w przypadku zdań hipotetycznych. W piątym: na ile ma sens mówienie o eksperymentach etycznych w przypadku zdań kategorycznych. W ostatnim – szóstym - zakreślam perspektywę egzystencjalną dla możliwości eksperymentowania.

1. Hipoteza i eksperyment.
1.1. Hipoteza to twierdzenie, które mówi coś na temat rzeczywistości. Przykładem może być zdanie: wszystkie łabędzie są różowe, albo: Wszystkie orbity planet są elipsami. Nas interesuje to czy stawiana hipoteza jest prawdziwa lub nie. Aby dokonać potwierdzenia lub obalenia hipotezy nalezy przejść przez dwa etapy. W pierwszym trzeba z hipotezy, która jest zdaniem ogólnym wyprowadzić opis konkretnych następstw. W podanych przykładach to proste. Pierwsza hipoteza mówi o istnieniu konkretnych istot (łabędzi), które są koloru różowego. Drugim krokiem jest stwierdzenie poprzez obserwację lub eksperyment, zachodzenia prawdziwości konkretnych twierdzeń wyprowadzonych z hipotezy. Czyli - zaobserwowaniu jakiego koloru są prawdziwe łabędzie i stwierdzeniu czy wynik obserwacji potwierdza czy podważa hipotezę. W skrócie - z hipotezy wnioskujemy coś na temat doświadczanej rzeczywistości (przewidujemy fakty), i rzeczywistość potwierdza lub nie potwierdza naszych przewidywań.

Hipotezy, dla których nie da się przeprowadzić tych dwóch kroków, nie są weryfikowalne, a tym samym nie są tezami naukowymi. Tym samym nie ma narzędzi, które pozwoliły by orzec, iż dana hipoteza może być nadal przyjmowana – bowiem nie ma niczego co mogłoby ją podważyć.

1.2. Eksperyment tym by się różnił od obserwacji, iż byłby on umyślnym utworzeniem takich okoliczności (warunków początkowych), które zgodnie z przyjmowaną hipotezą powinny doprowadzić do określonych wyników. Nie jest on biernym przyglądaniem się otaczającej rzeczywistości, ale zakłada wpłynięcie na nią w sposób, który umożliwi jej udzielnie odpowiedzi na stawiane przez nas pytania. Czy woda zawsze wrze w temperaturze 100 C? To w sumie nie hipoteza, ale pytanie. Więc może tak: temperatura wrzenia wody jest zawsze odwrotnie proporcjonalna do ciśnienia. Możemy dokonać obserwacji - zjedźmy na dół kopalni, albo wejdźmy na szczyt góry i spróbujmy tam zagotować ją (w innym ciśnieniu). Ale dostępne nam w świecie naturalnym spektrum ciśnień jest dosyć wąskie. Skąd wiadomo czy nasza hipoteza obowiązuje także w radykalnie niskich bądź radykalnie wysokich ciśnieniach? Dlatego możemy przeprowadzić eksperyment w laboratorium, i w ten sposób mieć dostęp do ciśnień o dużo bardziej ekstremalnych wartościach. W ten sposób w większym stopniu potwierdzimy lub podważymy hipotezę.

2.Etyka
2.1. Czym jest etyka? Jest dyscypliną, która zajmuje sie badaniem moralności - przekonań na temat powinności moralnych. Tak jak nauka nie jest tylko zbiorem przekonań (zdań na temat zaobserwowanych faktów) typu - "każdy przedmiot podrzucony do góry kiedyś musi spaść", ale także zbiorem uzasadnień dla tych przekonań np. odnoszących sie do teorii siły grawitacji. Tak samo etyka nie jest tylko zbiorem przekonań typu - nie należy kraść i kłamać, ale także stara sie podawać uzasadnienia dla nich. Dlaczego jest tak, iż kłamstwo i kradzież są czymś złym?
Tym co jednak różni zdecydowanie naukę od etyki, to obszar rzeczywistości, do której się odnoszą. Nauka mówi o tym co w świecie zachodzi, co w nim jest np. istniejące fakty, prawo krążenia planet po elipsach. Etyka mówi o tym co nie jest i nie zachodzi nawet, ale mimo to powinno zachodzić - mówi ona o powinnościach. Nawet jeśli każdy człowiek w swoim życiu wiele razy coś ukradł, to nie zmienia faktu, iż kradzież jest czymś złym i nie powinno się kraść. Twierdzenia naukowe pozwalają przewidywać przyszłe fakty, twierdzenia etyczne niczego takiego nie umożliwiają.

2.2. Zakładam, że etyka zawiera w ogólności dwa rodzaje twierdzeń: kategoryczne i hipotetyczne. Pierwsze mówią o tym co wartościowe samo w sobie, co nie wymaga dalszego uzasadniania. To zbiór twierdzeń przyjmowanych apriorycznie na podstawie ich samooczywistości. Drugie nie mówią o tym co samo w sobie wartościowe, ale mówią o środkach osiągniecia tego co wartościowe. Mają one strukturę: "jeśli chcesz osiągnąć X to zrób Y".
Aby ukazać różnice pomiędzy nimi rozpatrzmy przykład. Czy wierność małżeńską traktuję kategorycznie (jako cel sam w sobie) czy hipotetycznie (jako środek do celu)? Jeśli jako środek do tego aby mieć przy sobie zdrową, młodą, atrakcyjną i wesołą małżonkę, która urodzi mi zdrowe dzieci, to czy nadal będę jej wierny kiedy ona będzie schorowana, starsza, nie tak atrakcyjna i z problemami, a może się nawet okazać, że będzie bezpłodna, a obok znajdzie się inna osoba, która będzie zdrowa, młoda itd.? Traktując wierność jako środek do celu, dopuszczam jej odrzucenie gdy znajdę lepszy środek do niego. Ale gdy traktuję ją jako wartość samą w sobie, to nie ma siły, która by sprawiła abym był niewierny w małżeństwie. (zakładając, że Kant ma rację i człowiek jest zdolny do tego aby być istotą w pełni racjonalną:)

3. Eksperyment etyczny?
Czy ma sens stosowanie przedstawionych pojęć naukowych w obszarze etyki? W nauce eksperyment jest metodą, która umożliwia odrzucanie błędnych hipotez i potwierdzanie słusznych. Czy etyka także może się posłużyć taką metodą? Poniższy przykład wskazuje na problematyczność takiego przedsięwzięcia.
Nasza hipoteza brzmi: powinno się byc odważnym. W jaki sposób może wyglądać jej potwierdzenie lub obalanie. Analogicznie jak w nauce - obserwacja lub eksperyment. Obserwuję swoje i innych zachowanie w różnych sytuacjach. Obserwuję, iż czasem uda mi się przezwyciężyć strach i dokonać odważnego czynu, częściej raczej "skulam ogon". Mogę zaeksperymentować - spróbowac skoku na bangi, albo skoku spadochronowego ze samolotu, albo odważyć się poprosić szefa o podwyżke, albo odważyć się poprosić pewną osobę o wybaczenie. Te różne sytuacje mogą mnie przekonać o tym iż, w większym lub mniejszym stopniu jestem zdolny zachowywać się odważnie.
Jednak początkowa hipoteza nie dotyczyła tego jakim się jest, ale co powinno się czynić. Czy jakikolwiek wynik obserwacji czy eksperymentu może powiedzieć cokolwiek o powinności bycia odważnym? Zdecydowanie nie, bowiem mogę w każdej z podanych sytuacji zachowac się jak ostatni tchórz, ale nadal jako coś oczywistego będe przyjmował twierdzenie, iż należy być odważnym.

Czy więc jest tak, iż wartość doświadczenia dla dyscypliny jaką jest etyka jest zerowa? Rozpatrzmy to pytanie w dwóch krokach. Najpierw czy doświadczenie, a tym samym eksperymentowanie, może mieć znaczenie dla obszaru zdań hipotecznych w etyce tj. środków do osiągania tego co wartościowe. Później - czy może miec znaczenie dla obszaru tego co wartościowe samo w sobie?

4. Eksperymentowanie z twierdzeniami hipotetycznymi
Ale ktoś może powiedzieć tak. Zakładam hipotezę: należy być wyrozumiałym dla cudzych błędów. W konkretnych sytuacjach oznacza to nie reagowanie gwałtownie na cudze pomyłki, wybuchowe nastroje – trzeba ludziom dać czas a sami zrozumieją swój błąd. Co jednak kiedy ja jestem wyrozumiały dla błędów innych, a oni dla moich nie? Dodatkowo moją wyrozumiałość interpretują jako słabość i uległość, i pozwalają sobie na większy brak wyrozumiałości w stosunku do mojej osoby, bo wiedzą, że się im nie sprzeciwie. Zamiast zrozumieć swój błąd utwierdzają się w nim. Te obserwacje doprowadziły mnie do wniosku, iż nie należy być wyrozumiałym dla cudzych błędów. Uważam teraz, iż należy być stanowczym i krytycznie odnosić się do obcych pomyłek.
Czy ten przykład pokazuje, iż doświadczenie daje możliwość weryfikacji twierdzeń etycznych? I tak i nie – wyjaśniam poniżej.

Czy przyjmowane przez daną osobę twierdzenie o tym, że należy być wyrozumiałym jest hipotetyczne czy kategoryczne – mówi o środku do tego co wartościowe czy o tym co wartościowe samo w sobie? Wyraźnie widać, iż osoba ta zakłada, iż bycie wyrozumiałym dla innych jest tylko środkiem do innego celu, który jest faktyczną wartością etyczną. Tą wartością może być np. godność osobista. Tym samym weryfikacja twierdzenia etycznego przy pomocy doświadczenia była możliwa, bowiem pomiędzy hipotezą (należy być wyrozumiałym) a doświadczeniem (reakcje innych osób) istniał element trzeci - to co naprawdę wartościowe (godność osobista).
Moim zdaniem można się zgodzić, iż doświadczenie pozwala weryfikować pewne tezy etyczne (te hipotetyczne), ale nie pozwala weryfikować każdej tezy etycznej (kategorycznych). Można oczywiście powiedzieć, iż dla tej osoby wartość bycia wyrozumiałym była ujmowana jako cel sam w sobie. Owszem, ale było to jej fałszywe założenie o czym sama się przekonała na drodze refleksji.

W tym obszarze jest możliwe także dokonanie eksperymentu etycznego. Dana osoba jest świadoma, iż wartością dla niej jest godność osobista. Jaką metodą można tę wartość osiągnąć? Do tej pory sprawdzało się bycie wyrozumiałym dla innych – to zapewnia poszanowanie ich godności. Ale, w drodze - nie doświadczenia jeszcze - lecz namysłu, rozważań, albo przypływu genialnej intuicji – uświadomiła sobie iż: szacunek dla pewnych osób (chamskich, niewdzięcznych) wymaga ich ganienia. A także, iż nie tylko innym należy się szacunek, ale także jej samej. Postanawia więc dokonać zmiany zasad działania. Nie jest już tak, że jedyną metodą poszanowania godności jest wyrozumiałość – czasem jest nią krytyka i nagana. Albo też dana osoba – nie tylko bez doświadczenia, ale nawet bez rozważania prowadzącego od przesłanek do wniosku czy genialnej intuicji - postanawia po prostu zaryzykować taką hipotezę. Czyni to aby sprawdzić jak ludzie się wtedy zaczną zachowywać, i bliżej poznać ludzką naturę – swoją i innych.

Jak widzimy, taka ograniczona forma eksperymentu etycznego jest możliwa. Ograniczona, bo mamy świadomość, iż nie eksperymentujemy tutaj z tym co wartościowe samo w sobie – z tym co samooczywiste w naszym systemie.

Ostatecznie doświadczenie dla hipotez hipotetycznych w etyce pełni podwójną funkcję. Po pierwsze, pozwala odrzucić gorszą metodę na osiąganie tego co wartościowe i wskazać lepszą. Po drugie, ukazuje - już na drodze głębszej refleksji, iż to inna wartość, niż przyjmowana początkowo jest wartością podstawową. Tym samym doświadczenie umożliwiło uświadomienie sobie na głębszym poziomie naszych intuicji etycznych. Albo inaczej - poprzez dokonane czyny i nasze reakcje na niego  - ukazuje się nam bardziej prawdziwa struktura naszego sumienia.

5. Eksperymentowanie z twierdzeniami kategorycznymi
Czy doświadczenie, a tym samym przeprowadzanie eksperymentów może mieć jednak wpływ na podstawowe wartości etyczne? Wydaje się, iż nie, bowiem w przeciwieństwie do zdań hipotetycznych – brakuje tutaj trzeciego elementu, w świetle którego możemy porównać owe wartości z doświadczeniem. W przypadku twierdzeń hipotetycznych można się było zastanawiać czy w świetle danego doświadczenia umożliwiają owe twierdzenia rzeczywiście realizację przyjętych wartości podstawowych. Ale w przypadku samych wartości podstawowych - co będzie tym trzecim elementem, który umożliwi ich potwierdzenie lub podważenie? Możemy postawić hipotezę – należy być odważnym. Jak doświadczenie pozwoli nam przekonać się o prawdziwości takiego twierdzenia? Nie chodzi o to czy ja jestem odważny, albo czy inni są odważni. Nie chodzi też o to, czy odwaga jest najlepszym środkiem do realizacji wartości X. Ale o to czy należy dokonywać czynów odważnych po prostu. Czy jest możliwe doświadczenie, które umożliwi potwierdzenie lub obalenie takiej hipotezy?

Istota problemu polega na wspomnianym już braku trzeciego elementu, który umożliwiłby porównanie i weryfikację. Nie ma takiego elementu, bowiem omawiane wartości podstawowe są przyjmowane w sposób samooczywisty. Ten trzeci element musiałby być zdolny do przekonania nas, iż to co do tej pory przyjmowaliśmy jako samooczywiste już nie jest takie samooczywiste. Musiałoby to być coś ponad samooczywistością.

Dlatego wydaje się być słusznym, iż nie ma sensu mówienie o eksperymentowaniu z tym co oczywiste w ramach etyki. Etyka zakłada u swej podstawy wolny i racjonalny podmiot. Racjonalność oznacza tutaj, że człowiek kieruje się przyjętymi przez siebie w sposób wolny zasadami. Rozum jednak nie jest zawieszony w próżni, a u swej podstawy posiada – wspominane – aprioryczne wyposażenie tj. zbiór twierdzeń samooczywistych. Nie może on z tym zakresem eksperymentować, bowiem oznaczałoby to przekroczenie swych własnych granic. Rozum podważając swą podstawę kwestionowałby swoją własną racjonalność – godził by się na szaleństwo. Etyka tak jak ja ją rozumiem – nie dopuszcza szaleństwa tj. działania niezgodnego z tym co samooczywiste.

Kiedy piszę, że rozum nie dopuszcza przekroczenia tego co samooczywiste, nie chodzi mi o to, że nie powinien tego czynić, ale on nie jest zdolny do uczynienia czegoś takiego. Ktoś może jednak argumentować – no dobrze, ale wyznaję zasady etyki nietzscheańskiej (kryterium afirmacji i twórczości. Pytanie na ile w ogóle koncepcja Nietzschego jest normatywna, a na ile opisowa. Ale zostawmy to.), a postanowiłem dokonać eksperymentu – od teraz w swoim działaniu będę się kierował zasadami etyki chrześcijańskiej – będę litościwy, będę wybaczał, będę ofiarny w stosunku do innych. Problem polega na tym, iż jeżeli w obszarze samooczywistości danego rozumu znajdują się zasady etyki nietzscheańskiej (czyli jeżeli nietzscheanizm jest dla kogoś naprawde ważny, a nie tylko etykietką, którą można się pochwalić w towarzystwie), to taka zmiana nie będzie dla niego możliwa. Co by go miało skłonić do takiej alienującej zmiany przejścia od etyki nietzscheańskiej do chrześcijańskiej? Dlaczego miałby działać niezgodnie z tym co przyjmuje jako oczywiste? Czyż to nie świadczyłoby o tym, że rozum sprzeciwiłby się sobie samemu? Rzeczywiście tak by się mogło wydawać. 
Ale zastanówmy się. Jeśli ktoś wyznaje zasady etyki A, ale postanawia eksperymentować i przyjmuje zasady etyki B, to znaczy przecież, że etyka A nie jest tak naprawdę przez niego przyjmowana w sposób autentyczny. Istnieje coś wyższego ponad zasadami etyki A, np. powinność eksperymentowania, dokonywania zmiany. Tym samym tylko pozornie rozum sprzeciwia się sobie, bowiem fałszywie ujmował siebie wcześniej jako wyznającego zasady etyki A, podczas gdy w rzeczywistości przyjmował inne zasady - eksperymentowania. Czyli taki rozum tak naprawdę nie eksperymentuje z tym co dla niego podstawowe. Rozum nie jest zdolny do sprzeciwu wobec siebie samego – nie potrafi zakwestionować swoich podstawowych zasad. Co nie oznacza, że nie potrafi dokonać jakiejkolwiek samokrytyki. 
Osoba, która przyjmuje jako podstawowe zasady etyczne - zasadę eksperymentowania, aby naprawdę dokonać eksperymentu (na poziomie zasad kategorycznych, a nie hipotecznych, bo o tych teraz mowa) musiałaby zrezygnować z eksperymentowania i przyjąć autentycznie jakieś wartości stałe jako podstawowe. Tym samym musiałaby zapomnieć, zrezygnować, odrzucić wartość eksperymentowania jako obowiązującą. Rozum nie jest zdolny uczynić czegoś takiego - nie "przeskoczy" on sam siebie.

6. Wstęp do eksperymentowania egzystencjalnego
Człowiek jednak nie jest tylko rozumem i wolnością. Jest także tym ciałem, tymi emocjami, tymi rolami społecznymi, tymi relacjami z Innymi. Obok świata jasności i wyraźności, istnieje świat mroku, tajemnicy i szaleństwa. W tym nowym obszarze – obszarze egzystencjalnym – istnieje możliwość przekroczenia granic rozumu tj. oddania się we władanie temu co pozaracjonalne. Jaki sens ma mówienie o eksperymentowaniu w tym zakresie, to pytanie na kolejny tekst. Tutaj jednak chce zakreślić możliwość mówienia o roli „doświadczenia” (jeszcze nie eksperymentu) w ramach tego nowego obszaru.

Wróćmy do etycznych samooczywistości, z którymi racjonalność sama nie mogła eksperymentować, bo kwestionowałaby samą siebie. Dodajmy jednak do tego obrazka element czasu. W czasie może się dokonać zmiana (narazie pomijamy to co ją spowodowało, chodzi tylko o opis takiej zmiany), która doprowadzi do głębokiej przemiany wewnętrznej - do zastąpienia starej oczywistości nową oczywistością. Taką zmianę można określić - moim zdaniem - jako zwrot lub nawrócenie. W jej wyniku dochodzi do ustanowienia nowej podstawy naszej podmiotowości. Tym samym może dojść do ustanowienia nowego zestawu podstawowych twierdzeń etycznych – czyli także podmiany wspominanych samooczywistości etycznych. Ale ta zmiana nie zachodzi w sposób świadomy – bowiem świadomość zawsze już zakłada jakąś podstawę tego o co sama nie zapytuje. Tym samym nie dokonuje się ona poprzez analizę treści wewnętrznych świadomości czy zewnętrznego doświadczenia, ale poprzez zmianę tego co wszelką analizę i doświadczenie umożliwia.

Bardzo ważna jest tutaj kolejność operacji. O ile w obszarze analizy różnych środków do celu mogliśmy najpierw porównać dwie metody osiągniecia celu, a następnie zastąpić starą metodę nową, tak tutaj kolejność jest odwrotna – najpierw następuje zastąpienie podstawowych wartości, a dopiero po fakcie zastąpienia można mówić o porówywaniu. I wtedy tym trzecim elementem, który podważa starą samooczywistość jest nowa samooczywistość. Nie może być inaczej. Bowiem jeśli najpierw chcielibyśmy porówynwać a dopiero potem zmieniać, to ciągle pozostaje problem: w kontekście czego dokonuje się porównanie starych i nowych samooczywistości. Dlatego podmiana musi być wcześniejsza – najpierw coś się wydarza, a dopiero potem możemy to analizować. Nie możemy więc całkowicie zaplanować takiej zamiany.

Czy można mówić o roli doświadczenia podczas dokonywania się takich zmian? Wydaje mi się, iż pojęcie doświadczenia nie jest tutaj najtrafniejsze. Doświadczenie zakłada ograniczenie do istnienie elementu świadomościowego – nie ma doświadczenia bez świadomości doświadczania. Dlatego lepszym pojęciem – nie ograniczającym się do epistemologoii, ale bardziej ontologicznym – byłoby pojęcie wydarzania. Ono nie jest czymś naprzeciw nas czego możemy po prostu doświadczyć, co możemy przeanalizować, ale my jesteśmy jego częścią – ono nas ogarnia.  Zwrot nie jest przez nas doświadczany (nie stoimy z boku), ale wydarza się.

Tak by się kształtowała rola „doświadczenia” jako wydarzania dla sfery etyki, ale analizowana spoza tej sfery. Czy w tej szerszej perspektywie są możliwe eksperymenty? Owszem, ale to wymaga innej koncepcji podmiotu aniżeli podmiot w pełni autonomiczny – racjonalny i wolny. O eksperymentach egzystencjalnych postaram się napisać w jednym z kolejnych tekstów.

26 komentarzy:

  1. 1. Wyszedłbym od takiego ogólnego stwierdzenia, które będzie rzutowało na większość moich uwag: za dużo Hegla i dialektyki, za mało Bergsona, albo chociaż Heideggerowskiego koła hermeneutycznego. Myślisz opozycjami i stąd trudności w jakie się wikłasz lub jakie ukazujesz. Wyjaśnię to na konkretnych przykładach.

    2. Rozum. Rozum nie może sam siebie przekroczyć, bo nie jest zdolny do zakwestionowania swoich podstawowych zasad. "Rozum podważając swą podstawę kwestionowałby swoją własną racjonalność – godził by się na szaleństwo." Albo rozum albo szaleństwo. Teza - antyteza. Zamiast tego pomyśl o koncepcji zmiany u Bergsona. Albo - żeby teraz nie komplikować - chociaż o kole hermeneutycznym: chodzi o szereg drobnych, powolnych kroków (obserwacja, opis, rozumienie, korekta, znowu obserwacja, opis rozumienie, korekta), o badanie różnych swoich prze(d)sądów. Myślę, że w ten sposób należałoby rozumieć przekraczanie rozumu... powolna praca, a nie nagłe zerwania grożące szaleństwem. Oczywiście uważam, że może dochodzić do skoków jakościowych, ale są one raczej wynikiem tego, że owoc setki naszych drobnych prac dojrzał i stało się coś nieoczekiwanego, a nie, że totalnie świadomie i planowo dokonujemy "cięcia" pomiędzy tym co było, a co jest. Raczej chodzi o to, że mamy "zwykłą" pracą rozumu dotrzeć do pewnego punktu krytycznego, w którym nastąpi jego przemiana.

    3. Nietzscheanizm - już o tym pisałem, ale powtarzasz ten sam "błąd" dlatego się powtórzę. Nie traktuj chrześcijaństwa i nietzscheanizmu jako tezy i antytezy, tylko jako sytuację, w której dochodzi do wyłonienia się nowej jakości poprzez osiągnięcie pewnej "masy krytycznej" (oczywiście pracę wykonuje tu nie tylko chrześcijaństwo/protestantyzm, ale również nauka/pozytywizm, kultura antyczna itp.)

    W związku z powyższym nie widzę sensu podejmowania przez nietzscheanistę eksperymentu z etyką chrześcijańską. To byłby powrót do wcześniejszego paradygmatu. Spójrz na to przez pryzmat nauki: nawet najbardziej otwarty poznawczo fizyk nie porzuci ogólnej teorii względności czy fizyki kwantowej na rzecz (czysto) newtonowskiej albo arystotelesowsko-ptolemejskiej.

    OdpowiedzUsuń
  2. 4.1. Kolejna bardziej ogólna uwaga - i do twojego tekstu i do powyższych punktów. Chociaż opisujesz hipotezę i eksperyment bardzo ostrożnie, jako właśnie takie małe kroczki, o jakich mówię, to później, wyciągając wnioski, wpadasz już we wspomniany schemat "dialektycznych skoków" - tak jakby mała hipoteza/eksperyment miał/a na celu wywołanie (od razu) ogromnej zmiany.
    Może sposób w jaki ja pisałem o hipotezie czy eksperymencie mógł sugerować coś podobnego (chociaż mam wrażenie, że w toku dyskusji starałem się doprecyzowywać znaczenie tych pojęć), jednak tym, co miałem na myśli było eksperymentowanie/stawianie hipotez na zasadzie takich małych kroczków, które - być może - w pewnym momencie doprowadzą do nieoczekiwanej przemiany jakościowej (etyki, podmiotu, paradygmatu naukowego itp.).

    4.2. Myślę, że tak rozumiane hipoteza i eksperyment nie są tak silnie przywiązane do owego trzeciego czynnika, o jakim piszesz (czyli tego, ze względu na co weryfikujemy hipotezę i oceniamy eksperyment). W tym sensie, że działając w jakimś paradygmacie (np. etycznym) weryfikujemy nasze hipotezy i oceniamy nasze eksperymenty co prawda wedle tegoż paradygmatu (albo jakichś jego poszczególnych założeń/aksjomatów, np. godność osobowa jako wartość), ale możemy dostrzec pewne dziury, pewne niedociągnięcia, pewną nieprzystawalność wyników eksperymentu do przyjętych założeń. Będziemy na to reagować wprowadzając drobne poprawki do przyjętego paradygmatu (np. zobaczymy, że to nie szacunek jest naszym aksjomatem, ale godność osobowa, a szacunek tylko jego "lokalną" realizacją). Ale przy iluś takich "ciosach" w nasz paradygmat, albo w momencie, gdy musimy w nim coś zweryfikować i okazuje się, że wymaga to umniejszenie roli jednego z dwóch aksjomatów, które dotąd traktowaliśmy jako równie pierwotne, może dojść do sformułowania zupełnie nowego paradygmatu [np. we wspomnianym przykładzie możliwe staną się następujące opcje: przyjmujący dany paradygmat uczeni/etycy/politycy podzielą się na dwa obozy - jeden opowie się za aksjomatem A rezygnując z B, drugi opowie się za B rezygnując z A... ale może pojawić się też osoba/grupa, który/a sformułuje zupełnie nowy paradygmat: C... a żeby nie pozostawać w krainie abstrakcji przypomnij sobie cios zadany filozofii przez Hume'a i późniejsze pojawienie się Kanta z zupełnie nową drogą: transcendentalizmem, który nie był ani racjonalizmem, ani empiryzmem, ani realizmem, ani idealizmem, ale właśnie "trzecią drogą", zupełnie nowym paradygmatem filozoficznego myślenia.]

    OdpowiedzUsuń
  3. 5. Nieco na boku wobec głównego toku dyskusji. Chciałem jeszcze odnieść się do twojego początkowego przykładu z wiernością małżeńską (przy tym jak wyjaśniałeś w 2.2 podział na twierdzenia kategoryczne i hipotetyczne).

    Wiesz: przy takim jaskrawym utylitaryzmie łatwo zasugerować pewne treści. Ale zmodyfikujmy ten przykład - dwa razy, by ukazać dwie, różne rzeczy.
    a) przestrzegaj nakazów danych przez Boga, a zostaniesz zbawiony + jeden z nakazów brzmi: bądź wierny swojemu współmałżonkowi. Wówczas (zakładając, że traktujesz zbawienie jako "twierdzenie" kategoryczne, czyli chcesz go bezwzględnie) będziesz całe życie wierny swojej żonie/mężowi, nawet gdy będzie już stara/y, a jednak jest to dla ciebie tylko środek do celu;
    b) niech będzie, że wierność to dla ciebie zasada kategoryczna... masz żonę, kochasz ją, nie zdradzasz... w pewnym momencie bardzo ciężko choruje (na coś, na co nie ma dotąd lekarstwa), jest coraz słabsza, coraz bliższa śmierci, do tego coraz bardziej cierpi, przez to wasz związek nie jest już taki jak kiedyś, a wokół same atrakcyjne, młode, zdrowe kobiety... ale to jest dla ciebie zasada kategoryczna, więc nie mam mowy o zdradzie... ale pewnego dnia przychodzi do ciebie młoda, zdrowa, atrakcyjna kobieta i mówi: mam lekarstwo na chorobę twojej żony, ale dam Ci je pod warunkiem, że będziesz ją ze mną zdradzał (zarówno teraz jak i wtedy, gdy wyzdrowieje). I co wówczas zrobisz?

    Co chcę wydobyć tym przykładem? Tym, tzw. dylematem moralnym... Otóż to, że może wizja etyki, jaką przedstawiłeś (z jej podziałem na twierdzenia kategoryczne i hipotetyczne, z jej wskazywaniem powinności) nie jest ani jedyną, ani słuszną wizją etyki. Można by jej przeciwstawić np. etykę opartą na fronesis, na mądrości praktycznej, czyli dostosowywaniu swojego działania do okoliczności (czyli: żadnych twierdzeń kategorycznych - takich ponad wszystkim, takich celów samych w sobie).

    Czy przy takiej fronesis również nie ma w etyce miejsca na eksperyment i hipotezę? Na postąpienie w jakiejś sytuacji inaczej, niż zazwyczaj robimy, nie po to, żeby wyłącznie zweryfikować/ocenić skutki, ale przede wszystkim obejrzeć je, przemyśleć je, zrozumieć je.


    6. Tu dochodzimy znowu do innego rozumienia hipotezy/eksperymentu niż podajesz. Nie eksperyment po to, żeby go ocenić, nie hipoteza, po to, żeby ją zweryfikować, ale oba po to, żeby zwyczajnie zobaczyć co się stanie i spróbować zrozumieć to, co się stało.

    I jeszcze przypomina mi się... chyba Bataille'a to był pomysł... Literatura jako sposób na prowadzenie etycznych/egzystencjalnych eksperymentów. Nie trzeba zaraz kogoś zdradzać czy zabijać - można to sobie spróbować wyobrazić i opisać, kreując wpierw postaci o określonej psychice, potem wrzucając je w pewien wir wydarzeń (wśród nich nietypowe moralnie sytuacje i decyzje) i zastanowić się jakie będą tego wszystkiego efekty.

    OdpowiedzUsuń
  4. 7. Prawie zapomniałem o jeszcze jednej kwestii. W zakończeniu przeformułowując problem z etycznego na egzystencjalny piszesz o innej koncepcji podmiotu niż wolny i autonomiczny, o podmiocie (człowieku), który byłby "także tym ciałem, tymi emocjami, tymi rolami społecznymi, tymi relacjami z Innymi. Obok świata jasności i wyraźności, istnieje świat mroku, tajemnicy i szaleństwa."

    Od razu przyszło mi tu na myśl coś, co z nami wałkowała Pawliszyn wiele razy (pomijam to, czy się z nią zgadzam, czy nie). Wraz z Platonem, Arystotelesem i chrześcijaństwem cechę rozumności zaczęto przypisywać wyłącznie duchowi, świadomości. Dla presokratyków rozumny, racjonalny był cały świat. To co piszesz wyraźnie wskazuje, za którą z tych tradycji idziesz: ciało, emocje, role społeczne, relacje z innymi, jako coś poza świadomością, są dla ciebie tym co nierozumne, nieracjonalne: mrokiem, tajemnicą, szaleństwem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki wielkie za liczne komentarze:)

    ad. 1 i 7. Też zacznę od ogólnej uwagi do twoich komentarzy. Skoro już przywołałeś Hegla - to owszem myśle opozycjami, ale nie tylko. Powyższy tekst dotyczy głównie etyki, i jest on jakby pierwszą częścią całości. Dlatego występują w nim takie przeciwstawienia jak: racjonalny i wolny podmiot a sfera szaleństwa(to wynika z moich założeń etycznych). Ale całość ma zostać dopełniona drugim tekstem, który będzie wyjściem poza czarno-białe przeciwności - będzie to pewna forma syntezy. Co też sugerować ma ostatni punkt, który dotyczy perspektywy egzystencjalnej. Tym samym - owszem w tym tekście pisze opozycjami, ale ostatecznie poza nie wyjdę - co jak mi się wydaje zbliży mój heglowski sposób myślenia (na tym etapie właściwie bardziej przypominający kierkegardowskie albo-albo) do ujęcia Bergsona. W tym kontekście chce zwrócić uwagę na to, ze źle interpretujesz mój stosunek do sfery tego co nazywam mrokiem, tajemnicą i szaleństwem. Nie odnoszę się do nich negatywnie, a jeśli już, to wynika to tylko z założeń pierwszego tekstu. Ale w całościowym ujęciu także ta sfera ma być dowartościowana. Akurat z wcześniejszych moich komentarzy wynika dosyć jasno, że sfera emocji, ról społecznych i relacji z innymi jest bardzo istotna w moich rozważaniach. Tekst o integracji i działaniu to pokazuje bardzo dobrze - poza pewnością i niepewnością istnieje sfera zaufania. W ostatnim punkcie pisze przecież o podmiocie innym niż wyłącznie racjonalny i wolny - rozpoczynam go od przyznania, że człowiek nie jest tylko rozumem i wolnością.

    Ale żeby tak sprytnie się nie wywijać twojej krytyce, to postaram sie obronić moje radykalne ujęcie etyczne. Może i Bergson z swoim twórczym absolutem, wolą życia itd. ma rację i wszystko jest całością, a opozycje są zawsze upraszczające. Ale moim zdaniem należy sobie stawiać wysoko poprzeczkę - po lekturze twojego tekstu o filozofii analitycznej wnioskuję, że dla ciebie to także oczywiste. Na drodze poznania - moim zdaniem - należy się wystrzegać nie tylko łatwej koncentracji na kilku szczegółach, ale także i łatwych uogólnień (wszystko jest całością, wszystko jest wolą mocy, intuicja ci powie co powinieneś zrobić. Przecież tutaj aż roi się od pytań, które zakładają wprowadzenie opozycji: Jak odróżnić prawdziwą wolę mocy? Czy każdej intuicji mogę zaufać? Może zwodzi mnie zły demon?). Krojąc według schematu albo-albo - nie chce od razu uciekać się do schematu - no... z jednej strony jest tak, że X, ale z drugiej jest tak że ~X, więc w rzeczywistosci nie ma opozycji pomiędzy nimi. Rozumiemy daną rzecz przez to, ze ją odróżniamy od innej. Jak u Herklita - nie wiedzielibyśmy co to zdrowie, nie zaznając wcześniej choroby. Ludzki rozum jest tak skonstruowany, iż myśli według schematu albo - albo. Jeśli stawiamy sobie za cel poznanie to nie należy narzekać z powodu zbyt jasnych i wyraźnych cięć, ale podważyć miejsca i sposoby cięcia, nie zaś samą ich możliwość. Przecież nawet gdy piszesz o rodzajach woli mocy, to zgodzisz sie, że w pewnych osobach dominującym jest typ aa, a w innych któryś z pozostałych. Nie jest zaś tak, ze u wszystkich jest tak samo, mimo, że u kazego występuje każdy typ woli mocy. Problem polega na tym, że Bergson to metafizyk (która zakłada perspektywę boską osiąganą w momencie gdy w intuicji jednostka stapia sie z rzeczywistością), zaś etyka dotyczy ludzkiej odpowiedzi na ludzkie problemy - co należy czynić? W etyce chodzi o to, że to ja (ten konkretny podmiot) działam, a nie o to, ze rzeczywistość się wydarza.

    OdpowiedzUsuń
  6. ad. 2.
    Rozum. Piszesz to samo co ja, tylko ubierasz to w bardziej łagodną formę. Analiza, krytyka, korekty są możliwe - zgoda, ale w sferze zasad hipotetycznych (środków do celu). Czy jest możliwa zmiana jakościowa? (rozumiem, że chodzi o zmianę zasad podstawowych) - owszem, ale nie w sposób samoświadomy - tutaj także się zgadzamy. Namysł, analiza, krytyka stworzyły warunki do przemiany, ale sama przemiana nie została dokonana na drodze świadomej decyzji - to coś nieoczekiwanego. Tutaj sie zgadzamy. Właśnie mój tekst ma pokazywac, iż taka świadoma zmiana nie jest możliwa. Eksperymenty tylko z zasadami hipotetycznymi. Ale w większym stopniu mi uświadomiłeś, iż rozum może sam przygotowywać warunki do zaistnienia przemiany. Czyli pośrednio (a nie bezpośrednio, w sposób samoświadomy) dokonuje jednak zmiany na sobie samym.

    Chciałbym jednak bronić swoich "opozycji":) Czy istnieje opozycja rozumu i tego co nieracjonalne (nazywam to np. szaleństwem)? W swoim komentarzu sugerujesz, że takie przeciwstawienie jest znowu uproszczeniem. Możesz mówić, że nie ma ich czystych postaci - czystego rozumu i absolutnego szaleństwa. Gdy działamy w sposób racjonalny, to w rzeczywistości zawsze mamy jakieś nie w pełni uświadamiane przesłanki, upraszczamy pewne etapy wnioskowań, ufamy czemuś czego jeszcze nie udowodniliśmy w pełni. Zaś gdy robimy krok w ciemność, ryzykujemy, to zawsze w cześci jest w takiej sytuacji dla nas coś zrozumiałego, co jesteśmy w stani wyjaśnić. Owszem nie jest tak, że oba czynniki występują po równo, ale w każdej sytuacji jest trochę tego, a trochę tego. Zgodzę się, że taki obraz jest prawdziwy - te dwie sfery przenikają się. Chociaż prawdziwy, jest on jednocześnie za ogólny dla mnie.

    Twierdze, iż brak możliwości osiąganiecia czystych postaci przedstawionej opozycji, nie oznacza, ze stosowanie tej opozycji należy odrzucić. Inna perspektywa do tego obrazka: Sytuacja dylematów moralnych zakłada, że się zastanawiamy - nie wiemy co czynić, istnieje w nas pewne rozdwojenie - postąpić tak czy inaczej? Nawet jeśli prawdą jest, że szaleństwo i racjonalność zawsze występują razem, to można zadać pytanie kiedy należy podażyć za tym co w większym stopniu jest racjonalne (znane i zrozumiałe), a kiedy wykroczyć poza to i zaufać temu co tajemnicze. Jeśli chcemy odpowiedzieć na to pytanie to znowu trzeba wprowadzić jakąś opozycję. Nie trzeba przyjmować opozycji rozum-mrok, ale trzeba wprowadzic jakąś np. autentyczne-sfera "Się". Jeśli w ogóle chcemy wyciągać wnioski ze swoich przeszłych działań i sami - w sposób świadomy - kształotwać swoje działanie (tj. podejmować decyzje), a nie tylko przyjmować to co się wydarza, to musimy posiadać jakieś kryterium. Nawet dwa kryteria etyki immanentnej zakładają namysł i świadomość opozycji - afirmatywne i reaktywne, aktywne i negatywne. Pytanie tylko jakie kryterium obrać, jaką obrać podstawową opozcyję? Musi taka istnieć, bo bez niej czym posłużymy się podejmując decyzje w sposób świadomy, tj. taki, ze mogę powiedzieć: "to ja tak postanowiłem".

    OdpowiedzUsuń
  7. ad. 4.1. Ano, odnoszę pojęcia eksperymentu i hipotezy najpierw do zasad hipotetycznych, a potem do kategorycznych. Dlatego najpierw małe kroki, a potem wielka zmiana. Analiza tego stosunku jest tematem powyższego tekstu. A zmiana zasad kategorycznych musi być ogromną zmianą, bo dotyczy tego co podstawowe. Dotyczy - mówiąc trochę patetycznie - sensu życia, podstawy podmiotu. Po prostu analizuję kwestię możliwości eksperymentowania z tym co funduje podmiot. Także wychodzi mi z tego "wielka" dialektyka:)

    Ja się zgodzę na tą "politykę" małych kroczków:) w pewnym zakresie etyki. Możemy na bazie rozmyślań, doświadczeń, intuicji zmieniać pewną grupę zasad etycznych. Tutaj nie ma między nami sporu. Ale nie jest to możliwe dla całości etyki. Bowiem etyka to także podstawowe wartości, i w tej sferze znowu tnę ostro wskazując na niemożliwość dokonania samoświadomej zmiany w tym zakresie. Tym samym nie jest możliwy eksperyment tutaj, bo nie da się go zweryfikować - brak trzeciego elementu.

    OdpowiedzUsuń
  8. ad. 4.2. "weryfikujemy nasze hipotezy i oceniamy nasze eksperymenty co prawda wedle tegoż paradygmatu, ale możemy dostrzec pewne dziury, pewne niedociągnięcia, pewną nieprzystawalność wyników eksperymentu do przyjętych założeń." No własnie dla twierdzeń kategorycznych to jest niemożliwe, bo w odniesieniu do czego stwierdzisz tą nieprzystawalność? Jeśli mówimy o wartościach nie-podstawowych, pochodnych, to jest to proste - widzimy, że nie prowadzą do celu. Ale w kontekście czego stwierdzić, że podstawa jest błędna?

    Ja się zgodzę z tymi zmianami w filozofii, które opisujesz. Ale te przykłady oddalają nas od istoty problemu. Mi nie chodzi o przekroczenie jakiegoś systemu wiedzy np. danego w epistemologii paradygmatu. Nie chodzi o system, który "szybuje gdzieś" w sferze kultury, nauki... ale o moją konkretną świadomość - moja świadomość jest częścią tego systemu. Te podziały na stronnictwo A i B musiałby się dokonać wewnątrz ciebie samego. Tym samym podstawowe założenia to nie kilka tez, które można sobie rozważać, stanąć "obok nich", ale chodzi o to co umożliwia rozważanie w ogole. Kant by powiedział, że to Ja transcendentalne - warunek wszelkiego poznania. Ja pisze tutaj o takim Ja transcendentalnym w etyce - warunku stawiania wszelkich tez etycznych. U podstawy podmiotu empirycznego stoi takie Ja pozaempiryczne, które go funduje. Eksperymenty z twierdzeniami kategorycznymi, oznaczają dla mnie eksperymenotwanie z tym co fundujące, o co podstawę już nie możemy zapytać. Możemy ewentualnie rozpoznać ją tylko, ale nie możemy podważyć -> brak trzeciego element, rozum nie może wyjść poza siebie. Aby to zrobić trzeba innego niż rajconalny i wolny podmiot.

    OdpowiedzUsuń
  9. ad. 5a. Czaruś nie rozumiem za bardzo co chcesz pokazać tym przykładem. Poza tym - co już w innym miejscu sugerowałem - chrześcijanin to nie pseudo-egoista, który dokonuje etycznych czynów ze względu na własne zbawienie. Owszem chce zbawienia, ale zbawienia w Chrystusie, który oddał życie nie tylko za niego, ale za wszystkich ludzi. Naśladując Chrystuta chrześcijanin nie pyta - jak ja mogę być zbawiony, ale jak mogę pomóc w zbawieniu innym. To tak jak nietzscheański artysta (podobieństwo formalne) - tworzy nie dla siebie samego, ale po to aby innym przekazać swoją twórczą iskrę, wydobyć z nich czynnik aa.

    Mimo, że przedstawiona przez ciebie sytuacja nie jest konieczna, to przyznaje, że jest ona możliwa. Istnieją osoby, które tak będą funkcjonowały - traktować będą np. wierność małżeńską jako środek do celu. Ale trzeba by sie zastanowić co jest absolutem w chrześcijaństwie - Bóg, ale droga o Boga (jak zaznaczyłem akapit wyżej) prowadzi przez każdego z pozostałych ludzi. Tak trochę - albo wszyscy zostaniemy zbawieni albo nikt. Wydaje mi się, że tu nie ma takiej wyraźniej opozycji: albo Bóg albo ludzi (w tym moja współmałżonka). Może to chciałeś zasugerować. Wtedy mój podział na twierdzenia kategoryczne i hipotetyczne byłby uproszczeniem. Ale to może kwestia prawidłowego zrozumienia tego co kategoryczne w chrześcijaństwie. Może miłość Boga i ludzi jest tym samym, i to ona stanowi to co niepodważalne.

    OdpowiedzUsuń
  10. ad. 5b. Przyznaje, że dylemat z wyższej pułki żeś wymyślił:) Ciężka sprawa. Czy ona daje mi tylko raz to lekarstwo, czy musi regularnie go dostarczać, aby moja żona mogła nadal żyć? Bo jeśli to pierwsze, to zdradzam raz, a po otrzymaniu lekarstwa nie dotrzymuje umowy z osobą, która jest na tyle niegodziwa, iż zmusza mnie do dokonywania takich wyborów. Ale możesz powiedzieć, że leczenie wymaga ciągle nowej dawki lekarstwa. Rozumiem, że pomoc geniusza medycyny w rozpracowaniu receptury lekarstwa nic nie pomoże np. technologię do zrobienia czegoś takiego będziemy mieli za 100 lat. Też nie moge wynająć Rutkowskiego aby złapali moją "wspaniałomyślną" znajomą, aby po nabiciu na pal zdradziła receptę.
    Pomyślałem, ze powinienem zapytać żonę - czy ona godzi się na to abym ją zdradzał aby mogła dłużej żyć. Ale to byłoby zrzucenie odpowidzialności na nią - to ona by podjęła decyzję. Chociaż z drugiej strony, powinna o tym wiedzieć, bo skutki decyzji którą ja podejmę w samotności będą dla niej bardzo ważne.
    Albo wyjde na pięknoducha, który w imię czystości miłości pozwoli umrzeć swojej ukochanej. Aby to nie był tylko uwznioślony egoizm to powinienem sam się zabić w takiej sytuacji. Albo wyjdę na hedoniste. Ktoś może powiedzieć - jaki tutaj dylemat - moja żona będzie żyła, a do tego jeszcze będe miał kochankę, o której moja żona będzie wiedziała i nie zabroni mi do niej chodzić. Wszyscy będą szczęśliwi:)

    Przykład mega trudny. Jestem ciekaw jakiej sam udzieliłbyś odpowiedzi:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ale nie rozumiem znowu co chcesz tutaj pokazać. Bo z tego, ze dylemat jest trudny nie wynika, że nie ma jednej słusznej odpowiedzi. Ja raczej bym sie skłaniał do pójścia na układ z tym czortem wcielonym, który zmusza do takich rzeczy, i przedłużył w ten sposób życie mojej żonie. Trzeba odpowiedzieć jasno co jest ważniejsze w miłosci małżeńskiej - wierność seksualna czy życie ukochanej osoby. Załóżmy, że po miesiącu namysłu, rozmowach, medytacjach itd. w końcu utwierdziłem się w takim przekonaniu. Na nowo rozpoznałem to co wartościowe samo w sobie.

    Poza tym ten przykład z wiernością to tylko przykład. Miał ukazywać na czym polega różnica między tym co kategoryczne i hipotetyczne. Możliwe, że wierność małżeńska nie jest aboslutem, ale jest coś bardziej podstawowego. Można podawać różne przykłady, które by to ukazywały - miłość do Boga, chęć przedłużenia życia małżonkowi. Ale mi chodziło o sam podział tylko.

    Jeśli chodzi o twoją propozycję etyki, ktora uwzględniała by okoliczności. Ja nie proponuję tutaj twierdzeń, które nie posiadają żadnej plastyczności. Jasne, że w konkretnej sytuacji trzeba się zastanowic na czym polega realizacja danej wartości, ale to nie zmienia faktu, iż dana wartość jest absolutna. Z obroną podziału na twierdzenia hipotetyczne i kategoryczne (właściwie to nazwa jest zła, bo Kant mówił tylko o imperatywie kategorycznym, który był jeden i to formalny. Dlatego lepiej chyba mówić o tym co wartościowe samo w sobie. Mój błąd.), chodziło mi o obronę tego, ze etyka musi przyjąć jakieś wartości podstawowe. Etyka personalistyczna przyjmuje godność osoby ludzkiej, hedonizm przyjmuje szczęście czy też przyjemność, egoizm moje indywidualne pragnienia i przekonania, nietzschanizm wolę mocy. Chodzi o to co wartościowe samo w sobie, czego wartości nie jesteśmy w stanie podważyć - bo w świetle czego? Bez czegoś takiego nie ma możliwości podejmowania świadomych decyzji etycznych. Bez tego decyzje sie podejmują, a nie są podejmowane.

    OdpowiedzUsuń
  12. "Czy przy takiej fronesis również nie ma w etyce miejsca na eksperyment i hipotezę? Na postąpienie w jakiejś sytuacji inaczej, niż zazwyczaj robimy, nie po to, żeby wyłącznie zweryfikować/ocenić skutki, ale przede wszystkim obejrzeć je, przemyśleć je, zrozumieć je."

    Nie ma różnicy między weryfikacją i zrozumieniem. Podaj przykład takiego eksperymentu w ramach etyki fronesis.

    OdpowiedzUsuń
  13. od. 6. Odnośnie eksperymentów w sferze wyobraźni, dokonywanych na polu kontaktu ze sztuką. Muszę przyznać, że bardzo ciekawy pomysł. Nie trzeba dokonywać danego czynu, aby przekonać się jakby to było gdybyśmy go dokonali. Bardzo kusząca propozycja. Nie trzeba dokonywać czynów opartych o zasady etyki, ktorej nie akceptujemy (np. nietzschanista eksperymentujący z etyką chrześcijańską), ale można sobie wyobrazić przebieg takiego czynu. Mam do tego uwagi, ale o tym kiedy indziej.

    Bardziej ogólna uwaga do twoich komentarzy. Obaj się zgadzamy, że zasad podstawowych nie można zmienić w sposób świadomy. Uświadomiłeś mi rolę małych kroków - analizy, krytyki - które przygotowują grunt pod taką przemianę, ale nie są zdolne do wywołania jej. W którym punkcie właściwie się różnimy? Problem polega na tym, że ja pozostając w sferze tego co racjonalne (jasne, wyraźne, znane) nie widze trzeciego elementu w oparciu, o który mogła by się dokonać zmiana tego co podstawowe. Dlaczego? - bo to myślenie, świadomość jest podstawą. Ty chyba po prostu zakładasz inną koncpecję podmiotu aniżeli ja. Twój podmiot jest już tym, o którym ja chce później pisać - nie jest tylko rozumem i wolnością. Jego podstawę nie stanowi świadomość, ale poza nią jest jeszcze sfera podświadomości. I ta nowa sfera umożliwia ci "weryfikację" etycznych hipotez. Np. czytając książkę, oglądając film, wyobrażając sobie przebieg jakiegoś czynu, tym co potwierdza lub obala zasady realizowane poprzez ten czyn, jest sfera podświadomości - uczucia, popędy. Czy tak? Ty znalazłeś po prostu ten trzeci element, którego ja nie mogę się doszukać pozostając w sferze rozumu, w tym co pozarozumowe. Wyobrażając sobie coś (posłuże się terminologią Bergsona) twoje głębokie Ja - opowiada ci, reaguje na to czego doświadczasz. Informuje cię ono o tym czy rzeczywiście tak powinno się działać jak twoja wyobraźnia daną rzecz przedstawia. Do tej pory mogłeś przyjmować jako podstawową wartość miłość do ojczyzny, ale przeczytałeś np. "Złote żniwa" Grossa, i postanowiłeś się wypisać z swojej "drużyny wojów":), uświadamiając sobie, że godność osoby jest bardziej podstawową wartością. Albo też roiłeś sobie, że jesteś szlachetnym człowiekiem, a po przeczytaniu de'Sadea uświadamiasz sobie, ze też chciałbyś czynić te wszystkie starszne rzeczy tam opisane. Poza świadomością jest jeszcze twój Daimonion, w którego głos możesz sie wsłuchiwać:)

    Tylko, że to przejście na eksperymenty dokonywane w sferze wyobraźni, dzięki spotkaniu ze sztuką, jest już moim zdaniem wkroczeniem do sfery egzystencjalnej. To co tutaj sie dokonuje - owa zmiana - nie jest dokonywana w sposób świadomy - to nie jest decyzja etyczna. Tutaj znowu coś nas ogarnia (pewna wizja artystyczna), co oddziaływuje także na naszą sferę podświadomości i tam przbudowuje podmiot. Rzeczywiście są tutaj możliwe eksperymenty i stawianie hipotez. Pytanie, które stawiamy to: czy dla mnie rzeczywiście najważniejsza jest wartość A? Oglądam film, czytam książkę i okazuje się, że moje głębokie ja wysyła do mnie sygnały sprzeczne z tym co do tej pory uważałem za ważne.

    OdpowiedzUsuń
  14. A. Nowa myśl.
    Poczytałem troche o Popperze. Kiedy bronisz eksperymentu i hipotezy, czy może chodzi ci o coś takiego -> Kiedy eksperymentujesz, to nie jest tak, że pozostając w obszarze tego co pewne dokonujesz kroku w mrok i stawiasz "szaleńczą hipotezę", którą potem trzeba weryfikować. Może chodzi o inny obrazek - o to, że to co obecnie przyjmujesz nie ma statusu pewności, ale jest hipotezą i eksperymentem. Hipoteza nie jest czymś nowym, ale jest tą podstawą na której obecnie stoisz. Zaś twoje czyny, próby które przyjmujesz, kontakt z sztuką - nie mogą (jak w falsyfikacjonizmie) potwierdzić ostatecznie hipotezy, ale ewentualnie ją obalić. Popper pisał, iż hipoteza, która przeszła przez ogień falsyfikacji (wiele ciężkich prób) okazała hart.

    Czyli to co obecnie przyjmujesz jako podstawowe ma status hipotezy i utrzymujesz to dopóki coś nie przekona cię o fałszywości tego. Ktoś może powiedzieć - a czym taki schemat rózni się do przyjmowania czegoś jako pewnego po prostu dopóki nie zostanie sie przekonanym o fałszywości. Ano tym, iż status hipotezy wiąże się z pewną niepewnoscią - to tylko hipoteza a nie coś pewnego. Dlatego owe hipotetyczne podstawowe zasady muszą okazać hart. Co to oznacza? Dobrze pisze o tym Popper - teoria powinna się otworzyć na wszelką krytykę, sama wskazywć swoje słabe punkty, jej obrońca sam powinien szukać kontrprzykładów dla niej. I w takich warunkach hipoteza powinna być zdolna się obronić.

    Czy chodzi ci o coś takiego właśnie? Tu nie chodzi o zmianę i przyjmowanie nowych hipotez i eksperymentów, wychodzenie poza to co jawi się jako pewne. Ale o określony stosunek do tego co jawi się jako coś pewnego. To coś nie jest absolutem, ale musi się sprawdzić. A to wymaga szeregu prób.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ad 1, 2, 7. Zostawmy na razie Bergsona, bo idziesz zapewne za odczytaniem Kołakowskiego, a ono mi się nie podoba (chociaż dobre analitycznie, to jest negatywne, a nie afirmatywne).

    Cięcia i opozycje. Istotnych jest tu kilka spraw. Wiadomo, że musimy myśleć jakimiś kryteriami, że musimy mieć jakieś kategorie, że próbując ogarnąć Całość w jej ciągłości czeka nas albo milczenie albo bełkot. Ale to nie usprawiedliwia dialektycznych opozycji. Są inne wyjścia.
    Przede wszystkim myślę o tym, żeby nie opisywać czegoś, tezy (np. rozumu), że składa się z tego, tamtego, siamtego, a antytezy (np. szaleństwa), że to po prostu przeciwieństwo tych składników tezy. Jeśli już wprowadzamy jakieś człony, jakieś kategorie, to - tak myślę - należałoby każdą z nich opisać pozytywnie. Tzn. dotrzeć do jej istoty, a nie po prostu wyjaśnić przez negację.
    Dalej... nie mamy po prostu ludzi rozumnych i szaleńców, większość z nas plasuje się dokładnie pośrodku. Pomyśl o tym najbardziej ogólnie: jak byt mógłby stać się niebytem, albo niebyt bytem? To "raczej" niemożliwe. Czemu zatem szaleństwo miało by się stać rozumem, a rozum szaleństwem? [Wiem, że to nieco absurdalna analogia, potraktuj ją tylko jako metaforę, jako próbę zobrazowania czegoś.] Myślę, że raczej jest pewna ciągłość pomiędzy tym, co nazywamy racjonalnym, a tym, co nazywamy szalonym i właśnie w "strumieniu" tej ciągłości większość się znajduje, dlatego warto by poszukać jakiś związków (nie negacji) pomiędzy tymi członami. Nawet nie syntez: czyli czegoś co powstaje PO ich konfrontacji, ale jakiejś źródłowej podstawy, czy "wspólnoty". Nazwałbym to "kategoriami otwartymi": nie rozum i szaleństwo jak oddzielne, niezależne monady, ale jak coś, w nieustannej "komunikacji", "współ-funkcjonowaniu", przez co można wskazać drogę od jednego stanu do drugiego.
    Po trzecie. Cięcia. Tak - tnijmy. Ale przestańmy ciąć na dwa. Tnijmy na możliwie (racjonalnie, do ogarnięcia przez człowieka) dużo, tnijmy nie tylko wertykalnie, ale też horyzontalnie, a nawet transwersalnie. Chodzi o to, żeby podzielić na jakimś poziomie, ale na innym poziomie podzielić inaczej - przez co uzyskamy (chociażby formalnie, strukturalnie) świadomość ciągłości czy zależności, "komunikacji" pomiędzy kategoriami.

    Broniłbym swojego wpisu właśnie w ten sposób. Dzielę nie na dwa, ale na cztery (fakt: dwa razy po dwa, ale... patrz dalej); co więcej w tych czterech sugeruję możliwość dalszych podziałów (np. afirmatywny-reaktywny na: Ascetę, Kapłana, Nihilistę Czynnego). Ale staram się też pokazać komunikację jaka zachodzi między tymi kategoriami: typ a-a, po tym jak jego wola zostaje zarażona i osłabiona przez Kapłana staje się typem negatywnym-aktywnym, "nieczystym sumieniem", a rozwinięcie tego procesu doprowadza (tak mi się wydaje), do wyłonienia się typu n.-r., współczesnego cynicznego, nihilisty(-hedonisty). Jest to możliwe - jak mi się wydaje - bo właśnie podziały na reaktywny-aktywny i afirmatywny-negatywny są z różnych poziomów.
    Fakt: może same te opozycje opisałem przez negację, zamiast wyłowić ich pozytywną istotę - punkt do przemyślenia dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  16. Ad 4. Jeszcze raz: skoro chcesz, to nie teoretyczne "dyrdymały" zawieszone poza mną, ale ja sam w etyce. Przyjmujesz jakąś tam etykę, coś tam robisz i nagle w życiu przytrafia Ci się jeden z tych "słynnych" dylematów moralnych: musisz wybrać albo jedno, albo drugie. Analizujesz, analizujesz, schodzisz coraz głębiej, żeby zobaczyć, która z tych dwóch zasad jest w twojej moralności bardziej podstawowa (czyli: kategoryczna naprawdę, a nie tylko pozornie). I okazuje się, że obie są równorzędne. A wybrać coś musisz (ew. możesz nie wybierać, zamknąć oczy, udawać, że nic się nie stało i żyć dalej wedle tej etyki). Wybierzesz A wyjdzie Ci jedno, wybierzesz B, wyjdzie Ci drugie... ale możesz też zmienić "paradygmat" i skonstruować nową etykę opartą na jakimś C i potem rozwijać ją i testować w życiu [sprawdzać czy i na ile wchodzi w konflikt ze społeczeństwem, albo twoim biologicznym przetrwaniem, etc.].


    Ad 5b. Taki z Ciebie spryciarz? :P :P :P O nie bratku :D ja tak sobie nie dam ;) wywinę się bezczelną interpretacją fronesis: jeśli będę w takiej sytuacji, to powiem Ci co zrobiłem ;) czego chciałem do potęgi n-tej ;) Nie oczekiwałem odpowiedzi, konstruując go, ale chciałem podważyć zaproponowane rozumienie etyki.
    Ew. jak w tym dowcipie: żonę i kochankę. Żona będzie myślała, że jestem u kochanki, kochanka, że u żony, a ja... tup tup... i do biblioteki ;)

    Nieco poważniej: pewnie bym porozmawiał z drugą stroną. Ale chciałem ten przykład maksymalnie utrudnić: lekarstwo trzeba przyjmować stale, nie da się go podrobić, nie da się szpiegować. Więc można by dodać: zakaz informowania o tym żony.



    O eksperymencie we fronesis myślałem w taki nieco uproszczony sposób (może nie najlepszy, ale...): w sytuacji dylematu moralnego po prostu "rzucasz monetą", "po prostu coś wybierasz" i sprawdzasz co się stanie... oglądasz to co się stało i starasz się to zrozumieć i zrozumieć to, jak na Ciebie wpłynęła taka decyzja. Oczywiście bierzesz na siebie za nią odpowiedzialność (nawet jeśli "zadecydowała" moneta).


    Ad Uwaga ogólna. Podświadomość, nieświadomość... Powiedzmy. Ale nie nazywałbym tego trzecim czynnikiem, bo myślę, że trzeba tam dostrzegać wielość czynników (sztuka, nauka, obyczaje, hormony, geny, może nawet pogoda czy kontakt ze zwierzętami...).

    Tym co mi uświadamia ta wymiana zdań, to że za bardzo przywiązałem się do słów - takich jak np. etyka - przez co zagłuszyłem towarzyszącą mi nieustannie intuicję "systemu holistycznego". Jeśli już mówić o jakiejś etyce to nie można zamykać jej w niej samej, ale trzeba pokazać jej otwartość: zależność od wszystkiego innego. Raczej etyka jako część (choćby nawet wyróżniona, ale część) egzystencji, niż egzystencja podporządkowana etyce.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ad A. W sumie tak. Zgrabniej to ująłeś, ale wydaje mi się, że w wielu miejscach to sugerowałem: już to na czym teraz stoję traktuję jako hipotezę. Zajrzyj choćby do mojego wpisu o "Filozofii-nauczycielce" na filozofia.tv - podkreślam tam rolę sceptycyzmu i mam na myśli również sceptycyzm wobec samego siebie. A gdy pisałem o niepewności, to też to miałem na myśli: że już teraz nie absolutyzuję tego, na czym stoję.


    Tylko pytanie, czy nawet w falsyfikacjonizmie Poppera nie powraca pytanie: w oparciu o co uznajemy, że coś sfalsyfikowało hipotezę? W nauce o dane empiryczne: nie rakieta nie poleciała. Ale w etyce? Nie wyszło tak jak chciałem? Ale pytanie jest właśnie o to całe "chciałem" <- w oparciu o co falsyfikować swoje chcenie?

    OdpowiedzUsuń
  18. Ad 1, 2, 7. SPROSTOWANIE, czy też dopowiedzenie. Nie uwzględniłem tego, co wcześniej pisałem o tym, że rozum może sobie sam przygotować drogę do skoku jakościowego.

    Analogicznie trzeba by powiedzieć: te różne kategorie, kryteria, podziały, nie są totalnie ciągłe, totalnie otwarte. Są wyrazem pewnych skoków jakościowych. Upraszczając (z punktu widzenia psychiatry): nagromadzenie czynników nieracjonalnych powodowałoby nagłą zmianę jakości psychiki: szaleństwo. Ale jednak nie negowałbym samego faktu otwartości, "komunikacji" i pewnej "rozciągłości" danej kategorii: tzn. że nie jest ona precyzyjnie zakreślona, ale jej granice są rozmyte i zachodzą na rozmyte granice czegoś innego (ale jednak przekroczenie tej "mgławicowej" granicy umieszcza nas w nowej jakości).


    I jeszcze przykład chciałem dorzucić. Chodzi mi o dyskusję z ewą na moim blogu: sztywne, dialektyczne podziały prowadzą do takich absurdów, jak umieszczanie faszyzmu i komunizmu w jednym worku. Dzięki wielości cięć oraz cięciu na różnych poziomach (np. gospodarka, kultura) lepiej opisujemy rzeczywistość, a chyba nie powiesz, że rozróżnianie więcej niż dwóch opcji politycznych jakoś strasznie gmatwa i zaciemnia teorię...

    OdpowiedzUsuń
  19. Czytałem dzisiaj tekst "Nicość i nieobecność" Piotra Nowaka, zamieszczony w najnowszym (4/2011) numerze Kronosa i pozwolę sobie zacytować dwa fragmenty - mogą się przydać... i popierają moje uwagi ;)

    1. "Metodę badawczą, którą obiera [Heidegger - C. R.], określa się pojęciem >>koła hermeneutycznego<<, nazywanego przez co bardziej zdyscyplinowane umysły >>błędnym kołem<<. Zakłada w nim naprzód to, co następnie chce dowieść. Nie ma czegoś takiego - powiada Heidegger - jak czysta myśl. W myśleniu podpieramy się wieloma założeniami, także tymi, których prawomocność staramy się dopiero wykazać." (s.210)

    2. "Pewną postać >>koła hermeneutycznego<< można odnaleźć w dialogu Sokratesa z Menonem, w którym wykazuje on swojemu rozmówcy sofistyczną bałamutność twierdzenia głoszącego, że nie należy szukać tego, co się zna, bo się to właśnie zna, ani tego, czego się nie zna, ponieważ nawet gdybyśmy to coś znaleźli, nie wiedzielibyśmy, że jet ono tym, czego akurat szukamy. Tymczasem jest dokładnie na odwrót: aby móc znaleźć (tj. zrozumieć), to czego poszukujemy, powinniśmy zwyczajnie od tego zacząć. Por. Platon, Menon, 80d-81e." (s.210, przypis nr 14)

    OdpowiedzUsuń
  20. 1. "Dalej... nie mamy po prostu ludzi rozumnych i szaleńców, większość z nas plasuje się dokładnie pośrodku." Niby tak, ale dla mnie to zbyt ogólne. Analogicznie: Nie ma ludzi, którzy zawsze są odważni, ani takich którzy zawsze są tchórzami. Każdy z nas jest po części odważny a po części tchórzem. Jednak z tego nie wynika, że należy szukać jakiegoś elementu wspólnego, który umożliwi ich uzgodnienie. Są we mnie pewne cechy, które są złe / liche, i które powinny zostać ograniczone na rzecz swoich przeciwności. Zogdzę się, ze przeciwieństwo rozumu i mroku jest troche innej natury, bo nie można tak jednoznacznie wartościować jak w przypadku odwagi i tchórzostwa. Ale ostatecznie ja bym mimo wszystko wyżej wartościował rozum. Kiedy pisałem o mroku, tajemnicy czy szaleństwie to dobierając te akuart określenia chciałem nadać szczególną nutę mojej wypowiedzi - troche romantyczno - religijnego ryzyka:) Ale ostatecznie trzeba sobie zdać sprawę z tego czym ta sfera podświadomości jest. W niej jesteśmy zależni, jest ona niezrozumiała - nie mamy nad nią kontrolii. Ja się zgodzę, że taka jest perspektywa egzystencjalna - całościowa, tj. uwzględnia rozum i mrok. Ale jak to nam pomaga w etyce. Przypominam - chodzi w niej o odpowiedź na pytanie według czego podejmować decyzje? To już analizowaliśmy przy którymś z twoich postów. Owszem psychoanaliza, symptomatologia, hermeneutyka są ważne, ale na etapie poznania, ale nie działania.

    I tutaj przechodzę do kolejnej twojej myśli. "Cięcia. Tak - tnijmy. Ale przestańmy ciąć na dwa." Jasne, że jak poznajemy, analizujemy, chcemy sie rozeznać to powinniśmy się posługiwać prawdiłową metodologią. Masz rację - świat nie jest czarno - biały, dlatego aby mieć dobre rozeznanie należy uwzględniać wszystkie jego aspekty. W ten sposób zdobędziemy dobrą podstawę do podejmowania decyzji. Ale jak takie rozczłankowanie, rozbicie na kawałeczki pomaga nam podejmować decyzje etyczne? Twoje przykłady przechodzenia od aa poprzez zarażenie do nieczytego sumienia itd., to tylko opis. W etyce nie chodzi o opis ale o działanie. Aby zaś podjąć decyzję trzeba mieć ostatecznie jedno podstawowe kryterium. Owszem czasem nie mamy jasności i są dwa, albo trzy - wtedy medytujemy, czytamy, rozmawiamy, albo ryzykujemy. Ale ryzyko to ostateczność. Decyzja etyczna, która wymaga wcześniejszych przygotowań poznawczych, musi się oprzeć o jakąś podstawową wartość. Jasne, że możemy jej nie być pewni - możemy wątpić czy napewno. Ale ze wszelkich możliwych wartości wybieramy według tej, która jawi się jako najbardziej prawdziwa. Jedna podstawowa zasada etyczna (co nie wyklucza, że nie ma innych pośrednich), a nie wiele różnych cięć i podziałów.

    OdpowiedzUsuń
  21. 2. "Analizujesz, analizujesz, schodzisz coraz głębiej, żeby zobaczyć, która z tych dwóch zasad jest w twojej moralności bardziej podstawowa (czyli: kategoryczna naprawdę, a nie tylko pozornie). I okazuje się, że obie są równorzędne. A wybrać coś musisz (ew. możesz nie wybierać, zamknąć oczy, udawać, że nic się nie stało i żyć dalej wedle tej etyki)." Jasne, że tak może być, nikt nie mówi, że wybór ma być prosty. Czasem trzeba wybierać w sposób tragiczny np. Antygona. Mamy konflikt równoważnych wartości, ale mimo to musimy się opowiedzieć. Stracić życie czy wiarę w to co nadaje życiu sens? Może trzeba dla takich ekstremalnych delematów moralnych szczególnej kategorii. Tutaj rzeczywiście nie da się podać jednego jasnego kryterium - masz rację. Ale to skrajne przypadki, dla większości sytuacji życiowych możemy - moim zdaniem - takiej podstawowej wartości się doszukać. A nawet jeśli narazie nie, to powinniśmy dażyć do znalezienia takiej podstawowej wartości.

    OdpowiedzUsuń
  22. 3. Co do eksperymentu w etyce fronesis. Pomyśl np. o Antygonie, albo o tym, że masz dokonać zamachu na dyktatora i jego świtę (np. Staufenberg). Trochę lekką ręką piszesz o tym rzucaniu monetą. Tutaj chodzi o podjęcie deycyzji o życiu lub śmierci - chodzi o fundament egzystencji, to co naprawdę wartościowe - życie czy wartość godności ludzkiej. Wiem, że to skrajna forma dylematu, ale w etyce chodzi o rzeczy, które są ważne dla życia, a nie błahe. Jest moim zdaniem nieporozumienim, że po eksperymencie w tym kontekscie po prostu przyglądasz się i analizujesz co się stało. Nie masz czasu na taką analizę, bo za chwilę "dopadną cię" skutki twoich czynów np. twoi oprawcy. Kiedy piszę o eksperymencie etycznym, to nie mówie o tym aby spróbować ukraść książkę z biblioteki - nie dla książki, ale dla sprawdzenia się czy jest się do tego zdolnym. Ale zaryzykuj czymś naprawdę ważnym dla ciebie np. pobij kogoś silniejszego, zdradź kogoś bliskiego, zaryzykuj swoje życie, pozycję społeczną. Czy tutaj też powiesz - rzuć monetą i przyjżyj się co się stanie? Kontakt z tym co ma absolutną wartość wywołuje raczej trwogę i drżenie, a nie chęć do eksperymentowania.

    OdpowiedzUsuń
  23. 4. Popper. "Tylko pytanie, czy nawet w falsyfikacjonizmie Poppera nie powraca pytanie: w oparciu o co uznajemy, że coś sfalsyfikowało hipotezę? W nauce o dane empiryczne: nie rakieta nie poleciała. Ale w etyce? Nie wyszło tak jak chciałem? Ale pytanie jest właśnie o to całe "chciałem" <- w oparciu o co falsyfikować swoje chcenie?"

    Zamieniliśmy się miejscami, czy co? Argumentujesz tak jak ja cały czas teraz:) W etyce nie chodzi - jeśli już- o falsyfikowanie chcenia, ale raczej powinności. Ale mniejsza z tym. Problem ten sam. Ano to jest niemożliwe.

    Po co więc ta cała hipoteza? Przyjęcie tego co jawi się jako słuszne jako hipotezy oznacza inny stosunek do tego aniżeli gdy przyjmuje się to jako prawdziwe. Chodzi o nie absolutyzowanie swojej pozycji, o bycie otwartym na krytykę, na zdanie innych. Chodzi o otwartość:) (nie wiem czy nie nadużywam pojęcia Heideggera tutaj:) Ostatecznie ta krytyka, rozmowy, analizy, sceptycyzm nie są i tak w stanie podważyć tego co fundamentalne. Ale powiedziałbym - i tu ide za tobą - ze przygotowują grunt pod zmianę:)

    OdpowiedzUsuń
  24. 5. "Chodzi mi o dyskusję z ewą na moim blogu: sztywne, dialektyczne podziały prowadzą do takich absurdów, jak umieszczanie faszyzmu i komunizmu w jednym worku." Absolutnie popieram, ale poznanie to nie działanie.

    OdpowiedzUsuń
  25. 6. Koło hermeneutyczne. Bardzo ciekawe twoje cytaty. Muszę się tutaj całkowicie zgodzić z zarówno Sokratesem jak i Heideggerem. Pomyślałem o Ricoeura koncepcji symbolu, który daje do myślenia. Także w Kanta filozofii transcendentalnej istnieje taki sposób myślenia. Mimo, że Kanta przedstawia się jako kogoś kto wyjątkowo mocno argumentował za istnieniem czystego myślenia. Owszem, ale np. poza sferą tego co możemy poznać, istnieje sfera tego co możemy tylko pomyśleć. Owe idee (np. świata, duszy, Boga), które tam znajdujemy są nam jakoś znane - możemy je pomyślec, rozróżniamy je, ale nie mamy o nich wiedzy. Są one jednak wyznacznikami dla naszych procesów poznawania.

    Albo też - nadal Kant - ale już poza sferą tego co racjonalne, albo na granicy tego co racjonalne. Kant w swej filozofii religii analizuje symbole obecne w chrześcijaństwie np. grzech pierworodny, wygnanie z raju. osoba Chrystusa. To tylko opowieści w ramach pewnej religii objawionej, ale jednocześnie stanowią one pewne symbole, które inspirują rozum to rozwoju swego poznania. Są one źródłem zapytywań, wyzwań, problemów, które są stawiane rozumowi. Coś on tam z nich ujmuje, ale nie rozumie jeszcze - nie przyswoił ich sobie.

    Bardzo ciekawy motyw, bo to pozwala na nowo - moim zdaniem - mówić o poznaniu w sferze metafizycznej (tym co poza sferą doświadczenia). Symbole, mity, metafory jako droga do tego co nie dane zmysłom, ale jednocześnie nie będące tylko bełkotem.

    OdpowiedzUsuń
  26. Ad 4. To, że mam inne intuicje niż twoje - przez co się nie zgadzamy w pewnych kwestiach - nie oznacza, że nie szukam i nie próbuję spojrzeć z innej strony na problem ;)

    Ad 1, 3, 5. Czy jedno, konkretne, ostre kryterium do działania? Ciekawa sprawa. Nawet jeśli ontologicznie musimy przyjąć wielość, to ze względu na naszą kondycję - psychiczną, ale przede wszystkim biologiczną: jedno ciało - musimy przyjąć, jak się wydaje, jedno kryterium. Może u mnie byłaby to afirmacja chcenia (chcenia rozumianego jako tworzenie, rozwijanie witalności). Ale ogólnie: sprawa do przemyślenia.

    Ad 6. Wracamy do hermeneutyki czy symptomatologii :P "A nie mówiłem?" ;)

    OdpowiedzUsuń