środa, 8 czerwca 2011

Die Polenlieder, czyli Polak i Niemiec - dwa bratanki

Z pewnością historia Polaków i Niemców nie jest bogata w okresy wzajemnego pokoju, szacunku i współpracy. Tym bardziej jednak warto być świadomym, że istniały pewne działania po obu stronach, które zaprzeczałyby tezie, iż historycznie da się wykazać, że konflikt pomiędzy tymi dwoma narodami jest koniecznością. Przykładem takiej "współpracy" jest reakcja niemieckich intelektualistów a także zwykłych obywateli na powstanie listopadowe z 1830 roku. M.in. Engels i Marks wtedy bardzo entuzjastycznie wypowiadali się na temat zrywu niepodległościowego Polaków. Wsparcie to w historii funkcjonuje pod nazwą Polenlieder - ze względu na bardzo dużą aktywność niemieckich artystów, którzy w swych utworach upamiętniali bohaterskie czyny powstańców. Polska wikipedia informuje o tym fenomenie - http://pl.wikipedia.org/wiki/Polenlieder . Jakie formy przybrała reakcja liberalnej i demokratycznej opozycji w Niemczech na powstanie listopadowe?
- pisano o powstaniu na łamach prasy i w różnych broszurach
- posłowie w niemieckich parlamentach wygłaszali specjalne oświadczenia bedące wyrazem solidaryzowania się z Polakami
- praktyczne wspomaganie powstańców darami rzeczowymi, zbiórkami pieniężnymi
- wysłanie lekarzy niemieckich do Polski, którzy wstępowali do armii polskiej 
- pomoc udzielona powstańcom, którzy po powstaniu z Polski próbwali dostać się do Francji
- tzw. liryka polska- "prawie wszyscy niemieccy poeci i pisarze z tamtych lat wyrazili swoją sympatię do Polaków". Szacuje się, że powstało wtedy ok. 1000 wierszy o tematyce polskiej. Niektóre z tych utworów rozchodziły się w zawrotnym tempie np. Juliusza Mosena Die letzten Zehn vom 4. Regiment - pierwsze wydanie zostało sprzedane w jeden dzień, drugie w nakładzie 2000 sztuk w trzy dni.
(Zob. "Powstanie listopadowe 1830 - 1831. Geneza - uwarunkowania - bilans - porównania." Wydawnictwo PAN 1983, s. 160 - 161)
- zakładano towarzystwa pomocy dla powstańców, które głównie miały za zadanie  dostarczenia opatrunków, odzieży i finansowanie ich przejścia przez teren Niemiec. (Zob. tamże, s. 166)


środa, 1 czerwca 2011

Powstanie tkaczy śląskich w 1844 roku


[Tekst poniższy jest moim tłumaczeniem za niemiecką wikipedią (źródło: http://de.wikipedia.org/wiki/Weberaufstand#Schlesischer_Weberaufstand_1844) ]


Śląskie powstanie tkaczy z 1844 nie było ani pierwszym tego typu buntem w regionie Gór Sowich ani najgwałtowniejszym. W latach 1785/86, 1793 i 1798 dochodziło do wystąpień na większą skalę. Wyjątkowość buntu z 1844 polegała na tym, iż udało mu się zaistnieć w świadomości publicznej. Tym samym stał się tematem opracowywanym w publikacjach i literaturze swego czasu. W tym znaczeniu śląskie powstanie tkaczy, wpływając na ukształtowanie się politycznych opinii, może być łączone z rewolucją, która nastąpiła w roku 1848.
Śląsk jak wiadomo został w 1740 roku zaanektowany przez króla pruskiego Fryderyka II. Ze tego względu jego nowi poddani byli dłużej, aniżeli mieszkańcy innych regionów Prus, zależni od właścicieli ziemskich. Reforma chłopska z 1807 roku została przeprowadzona tylko częściowo. Dwie trzecie mieszkańców Śląska było podporządkowanych jakiemuś właścicielowi, na rzecz którego musiało świadczyć różne feudalne zobowiązania. Śląscy tkacze próbowali spadek cen swoich produktów nadrobić ich ilością. Ale nawet praca dzieci i wydłużenie czasu pracy nie zdołało doprowadzić do wyrównania, także z powodu spadku jakości produktów. Dodatkowo za granicą istniała możliwość pracy na nowoczesnych krosnach tkackich, na których zakup rodzimych tkaczy nie było stać. Poza tym, okolice Gór Sowich należały do obszarów najgęściej zaludnionych na Śląsku. Pieszyce posiadały prawie 6000, a Bielawa 12000 mieszkańców. W takiej sytuacji w regionie było zbyt dużo osób zdolnych do pracy. Mimo to tym mieszkańcom, którzy tkali w bawełnie powodziło się trochę lepiej aniżeli tkającym we lnie. Ci drudzy byli wyjątkowo biedni, nawet głodowali. W tej sytuacji w czerwcu 1844 roku doszło do buntu.
3 czerwca spotkało się 20 tkaczy z Pieszyc i pobliskich miejscowości na Kapellenberg i dyskutowali nad sposobami obrony przed fabrykantami. Postanowili zaprotestować śpiewając politycznie prześmiewcze piosenki pod firmą braci Zwanziger, którzy byli odpowiedzialni za obniżenie wynagrodzeń. Fabrykanci Ernst Fridrich i August Zwanziger uzbroili swych służących w kamienie i kije, karząc rozpędzić protestujących, a tkacza Wilhelma Mädlera kazali miejscowej policji pojmać.
W zamiarze wypuszczenia Mädlera oraz uzyskania podwyżek płac, został utowrzony 4 czerwca kordon protestujący, do którego przyłączyli się prawie wszyscy miejscowi tkacze. Wybrali oni delegacje do prowadzenia negocjacji, ale rozmowa z landratem Dzierżoniowia nie przyniosła jakichkolwiek rezultatów. Kiedy wrócili pod budynek Zwanziegerów, nie zastali ich. Wtedy postanowili gwałtem wedrzeć się do budynku i zniszczyli całe wyposażenie. Wtargnęli także do budynku administracji, magazynów i fabryki. W wyniku tego rodzina Zwanziegerów uciekła do Wrocławia.
5 czerwca fabrykanci Fellmann i Hoferichter mogli się wykupić pieniędzmi, chlebem i słoniną. Tłum ruszył dalej do Bielawy do fabrykantów Andretzkiego i Hilberta. Byli oni znienawidzeni, a ich posiadłości zostały zdewastowane. Wpadł także w oko buntowników Dierig, który zatrudniał zamiejscowych pracowników. Przepłacił on jednak swoich pracowników aby wystąpili przeciwko tkaczom. Bracia Dierig próbowali zapanować nad tłumem wypłacając pieniądze.
Królewski gabinet zlecił urzędowi kryminalnemu sądowi drugiej instancji we Wrocławiu: „Buntowników odnaleźć i pociągnąć do odpowiedzialności”. W międzyczasie zarządzili urzędnicy atak pruskiego wojska, i sytuacja wymknęła się spod kontroli. Jedenaście osób (w tym jedna kobieta) zginęło, a dwudziestu czterech zostało ciężko ranionych. Takie zachowanie wzmożyło tylko złość, w wyniku której doszło do dalszych plądrowań. Wojsko początkowo ustąpiło tłumowi uzbrojonemu w kamienie i kije, ale po przybyciu posiłków został bunt stłumiony.
Liczni tkacze zostali złapani i osadzeni w ciężkich więzieniach,  lub wychłostani.

Interpretacja powstania tkaczy
Było to powstanie typowo wczesno-przemysłowym buntem robotniczym, dla którego interpretacja zarówno jako klasycznej rewolty głodowej, czy Maschinenstürmer-ów, czy też walki klasowej, nie wydaje się odpowiednia.
Przeciwko interprteacji Maschinenstürmer-owej przemawia fakt, iż gniew tkaczy nie kierował się przeciwko oszczędnym „maszynom”, ale przeciw nieuczciwym zarządcom.
Interpretację inną niż walka klasowa, sugeruje fakt, iż zniszczenie kierowało się na konkretnych zarządców, zaś inni zostali oszczędzeni, albo mogli się „wykupić”. Ani feudalni panowie, ani władza w ogóle, nie byli celami powstania. 

Jak zostało wspomniane, wydarzenia te zaistniały w sferze publicznej. Dzięki temu także artyści w swoich dziełach odwoływali się do tamtych wydarzeń. Przykładem może być dramat Die Weber Gerharta Hauptmanna wiersz Heinricha Heinego  

Die schlesischen Weber (1845)
    
    Im düstern Auge keine Träne,
    Sie sitzen am Webstuhl und fletschen die Zähne:
    Deutschland, wir weben dein Leichentuch,
    Wir weben hinein den dreifachen Fluch -
    Wir weben, wir weben!
    
    Ein Fluch dem Gotte, zu dem wir gebeten (Anmerkung)
    In Winterskälte und Hungersnöten;
    Wir haben vergebens gehofft und geharrt,
    Er hat uns geäfft und gefoppt und genarrt -
    Wir weben, wir weben!
    
    Ein Fluch dem König, dem König der Reichen, (Anmerkung)
    Den unser Elend nicht konnte erweichen,
    Der den letzten Groschen von uns erpreßt
    Und uns wie Hunde erschießen läßt -
    Wir weben, wir weben!
    
    Ein Fluch dem falschen Vaterlande, (Anmerkung)
    Wo nur gedeihen Schmach und Schande,
    Wo jede Blume früh geknickt,
    Wo Fäulnis und Moder den Wurm erquickt -
    Wir weben, wir weben!
    
    Das Schiffchen fliegt, der Webstuhl kracht,
    Wir weben emsig Tag und Nacht -
    Altdeutschland, wir weben dein Leichentuch - (Anmerkung)
    wir weben hinein den dreifachen Fluch -
    Wir weben, wir weben!

We współczesności doczekał się ten wiersz kilku wykonań muzyczynych, np. Liderjan - Die Weber - http://www.youtube.com/watch?v=RrlpZD25eEY

wtorek, 31 maja 2011

Czy istnieje naród słowacki i białoruski?

Dla tych wszystkich, którzy nie przyjmują za Marksem ograniczenia definicji narodu do narodu historycznego (takiego narodu, który istniał politycznie i spełniał w procesie rozwoju Europy istotną rolę np. Francuzi, Anglicy, Polacy), pragnę przytoczyć drobny fakt dotyczący konstytuowania się narodów słowackiego i białoruskiego. Oba te narody nie posiadały własnej, odrębnej historii politycznej. Warto zastanowić się, co mówią dane liczbowe: otóż w przededniu I wojny światowej liczba świadomych narodowo Słowaków wynosiła około 500 rodzin, a liczba nosicieli narodowej świadomości białoruskiej nie przekraczała 4000 osób.(źródło: Andrzej Walicki, Odpowiedź na głosy w dyskusji, w: Powstanie listopadowe 1830 - 1831. Geneza, uwarunkowania, bilans, porównania., s. 325.)  Ile dzisiaj świadomych narodowo jest Ślązaków?
Ale można oczywiście zapytać, czy z tych faktów i takiego porównania cokolwiek wynika dla współczesnej sytuacji Ślązaków? Walicki opisuje przecież sytuację sprzed wybuchu I wojny światowej. Trzeba by było zapytać ile wtedy było świadomych narodowo Ślązaków. Zwolennikiem determinizmu historycznego w tym wypadku raczej bym nie był, i nie w celu kreślenia świetlanej przyszłości narodu śląskiego przytoczyłem te fakty. O czym można na ich podstawie wnosić?
Po pierwsze. Czy ktokolwiek wątpi w to, że Słowacy i Białorusini są narodami mimo braku politycznej suwerenności w historii? Czym Słowacy się różnią od Ślązaków, których dzisiaj świadomych narodowo jest kilka set tysięcy? Czy język słowacki różni się bardziej od czeskiego, niż język śląski od języka polskiego? Jest Słowaków więcej niż Ślązaków? I co z tego - od kiedy liczebność grypy stanowi jedno z kryteriów przypisania jej statusu narodu?
Po drugie. Ten przykład zwraca uwagę na to, że nieprawdą jest, iż narody to pewne byty, które zawsze istniały i będą istnieć w platońskiej sferze idei. Tak jak naród niemiecki czy polski powstawały w historii, na drodze więzów etnicznych, a także wspólnoty kultury, języka i losu, tak samo - tylko, że z pewnym opóźnieniem - nastąpiło to w przypadku Słowaków i Białorusinów. Czy te narody są gorszymi narodami, quasi-narodami, pół-narodami? Czy 1000 lat temu istniał naród słowacki? I z tego powodu esencjalizm narodowy należy zamienić procesualizmem narodowym. Narody nie są bytami, które istnieją w rzeczywistości idealnej, ale są grupami realnych ludzi z ich historią i doświadczeniami. Tak jak ludzie się rodzą, rozwijają i umierają, tak samo dzieje się z narodami. I jeden z narodów właśnie dojrzewa, staje się (chociaż niekoniecznie jeszcze jest) na Śląsku.

wtorek, 19 kwietnia 2011

Autonomia Pomorza Gdańskiego i Warmii w ramach Rzeczypospolitej Obojga Narodów

W tekście chciałbym się odnieść do mniej znanej karty historii państwa polskiego. Chodzi o autonomię - zestaw szczególnych praw - jakimi cieszyła się przez ponad 300 lat jedna z prowincji  królestwa polskiego w latach 1466 do 1772. Chodzi tutaj o obecne pomorze gdańskie i ziemię warmińską. Obszar ten w tamtym czasie nosił nazwę Prus Królewskich.  
Pojęcie pruskości powszechnie - i to zarówno w kulturze polskiej jak i niemieckiej - jest zazwyczaj wiązane z kultem militaryzmu, rygoryzmem, obowiązkowością,  rozwiniętą biurokracją. Nazwa - Prusy - jest używana w odniesieniu do niemieckiego państwa, które przez wieki zagrażało Polsce. Ale prócz tych Prus istniały w historii także inne, które z wymienionymi powyżej cechami nie miały zbyt dużo wspólnego. Wręcz przeciwnie - swoją tożsamość budowały w opozycji do nich.  Mieszkańcy tych "innych Prus" woleli być częścią ówczesnej Rzeczypospolitej aniżeli przyłączyć się do księstwa pruskiego.
Ale przyjrzyjmy się bliżej historii. Mianowicie - od 1455 roku Prusami nazywano dwa kraje - Prusy Książęce i Królewskie. Wschodni obszar - z dotychczasowych ziem Zakonu Krzyżackiego - z główną siedzibą w Królewcu był określany nazwą Prus Książęcych. Były one do 1525 roku pod władzą Zakonu Krzyżackiego, zaś potem zostały zsekularyzowane przez Albrechta von Hohenzollerna stając się księstwem pruskim. Od tamtego okresu księstwo to było także lennem polskim. Z kolei zachodni obszar z byłych posiadłości Zakonu (dla którego głównymi miastami były: Gdańsk, Elbląg i Toruń) był określany mianem Prus Królewskich lub też od XVIII wieku Prus Polskich. Należały one od 1466 roku do 1772 do korony polskiej. Ówczesny podział przedstawia poniższa mapa:
Prusy Królewskie cieszyły się w ramach polskiego państwa sporą autonomią. Pragnę się skupić na przedstawieniu tej kwestii bardziej szczegółowo.
Dwoma głównymi elementami pruskiej autonomii były Ius indigenatus (prawo indygenatu) oraz prawo chełmińskie. Indygenat oznaczał prawo do mianowania w ramach prowincji na pozycje urzędnicze wyłącznie osób, które pochodziły z Prus (s. 57). Oznaczało to, iż  aby móc w ogóle ubiegać się o dany urząd rodzice danej osoby musieli być mieszkańcami Prus - mniej istotnym było w ich przypadku czy byli tubylcami czy przybyłymi. Sama jednak osoba starająca się o urząd musiała być autochtonem. Wykluczeni więc z możliwości obejmowania urzędów byli cudzoziemcy w pierwszym pokoleniu. Co oczywiście dotyczyło także Polaków z Korony. Ograniczenie to bazowało na intuicji, iż aby prawdziwie troszczyć się o daną ziemię - jej interesy i dobro powszechne - trzeba z niej pochodzić.
Indygenat oznaczał prawo do bycia pełnoprawnym obywatelem danej dzielnicy - posiadanie uprzywilejowanego statusu prawnego i społecznego. Polacy na różne sposoby starali się przedefiniowywać pojęcie indygenatu, np. aby posiadać to prawo wystarczać miało tylko przyjęcie zasad ustrojowych i praw zwyczajowych danego obszaru, a niekonieczne było urodzenie w ramach jego granic. Dla szlachty i mieszczan pruskich było jednak bardzo ważne, aby osoby sprawujące władze na ich terenie były ich rodakami. Dlatego sprzeciwiali się odgórnemu mianowaniu na poszczególne urzędu np. biskupie osób spoza Prus. 
Polacy krytykowali prawo indygenatu ze względu na to, iż ograniczało możliwości ich awansu w Prusach, podczas gdy tego typu ograniczenia dla Prusaków w Koronie nie istniały.  Prawo to było więc często omijane lub reinterpretowane tak, iż osoby spoza Prus mogły piastować istotne funkcje. Ale jego istnienie i ograniczenia jakie implikowało miały swoje uzasadnione podstawy. Okazało się mianowicie, iż mimo tych ograniczeń do końca Rzeczypospolitej  (tj. do rozbiorów) zdecydowanie więcej nie-Prusaków otrzymywało posady urzędnicze w Prusach, niż Prusaków w Polsce. Gdyby w ogóle nie istniało prawo indygenatu, to wtedy jeszcze więcej cudzoziemców obejmowałoby posady urzędników.
Drugim, istotnym elementem autonomii Prus Królewskich było prawo chełmińskie. Było ono związane z krzyżacką historią i niemiecką kolonizacją pruskich obszarów. Zbiór prawa chełmińskiego został potwierdzony w 1454 roku przez króla polskiego jako jeden z filarów autonomii pruskiej (s. 67). Stanowiło ono przypuszczalnie pomieszanie prawa flamandzkiego, sasko-magburskiego, a także polskiego. Szlachta pruska, inaczej niż mieszczanie była przeciwna temu prawu i starała się go znieść. Mieszczanie walczyli o utrzymanie ciągłości swych tradycji i sprzeciwiali się tego tupu próbom. Jednakże mimo tych rozbieżności nawet pruscy szlachcice podkreślali odrębny charakter własnego ustroju, mało tego - utożsamiali pozycję Prusaków ze statusem jaki miał w ramach Rzeczypospolitej naród litewski. Oczywiście polska strona odrzucała tego typu próby zrównania statusu Prus i Litwy. 
Prusacy nie bronili owego prawa z powodu jego krzyżackiego czy niemieckiego pochodzenia, ale ze względu na jego znaczenie dla autonomii ich ziemi. Dawało im ono możliwość wolnego wyboru sędziów i rajców spośród siebie, przywilej zwoływania sejmów i miejscowych zgromadzeń (s. 70). Mieszczanie pruscy byli bardzo przywiązani do owych praw, i traktowali je jako element swojej tożsamości, różniący ich od mieszkańców Korony.

Powyższy tekst powstał w oparciu o książkę Karin Fridrich - "Inne Prusy. Prusy Królewskie i Polska miedzy wolnością a wolnościami (1569 - 1772)". Poruszyłem tutaj tylko jeden z elementów przedstawianych w książce. Autorka pokazuje w jaki sposób przedstawiały się relacje między Prusakami i Polakami w ramach ich wspólnego królestwa. Okazywało się, iż czasem np. podczas najazdu Szwedów mieszczanie Pruscy, którzy w większości mieli niemiecki korzenie, okazywali się bardziej lojalni wobec korony polskiej aniżeli szlachta polska. Książka skupia się m.in. na problemie Prusaków z ich określeniem swojej relacji do Polski i polskości przez te około 300 lat. Z jednej strony woleli oni zostać w ramach królestwa polskiego z racji braku lepszych alternatyw - nie odpowiadał im bardziej absolutystyczny sposób rządzenia w księstwie pruskim. Przyswajali nawet ideologię sarmacką, tworzyli własne mity uzasadniające  pokojowe współżycie Polaków, Prusów i Niemców. Ale z drugiej strony pragnęli zachować swoją odrębną tożsamość, i bronili się przed centralistycznymi dążeniami szlachty polskiej i jej królów. Zachęcam do lektury książki, która ukazuje jak kształtował się - rzadko poruszany na lekcjach historii - proces demokratyzacji poszczególnych obszarów państwa polskiego.

niedziela, 30 stycznia 2011

Krótka historia organizowania się mniejszości niemieckiej w Polsce

Tutaj pierwszy z trzech filmików ukazujących proces kształtowania się organizacji mniejszości niemieckiej w Polsce - http://www.youtube.com/watch?v=2bThQaXPjoY 

Można zauważyć pewną analogię pomiędzy sytuacją Niemców w Polsce około 20 lat temu  a współczesną sytuacją Ślązaków (tylko pewną analogię, nie twierdzę, że sytuacje te są identyczne) Jeszcze w latach osiemdziesiątych (40 lat po wojnie!) negowano istnienie w Polsce Niemców - i to zarówno po lewej stronie sceny politycznej (generał Jaruzelski) jak i prawej (kardynał Glemp). Jednak przypuszczenia te okazały się błędne. Niemcy pod koniec lat 80 sami zaczęli tworzyć listy świadczące o ich obecności w kraju. Kiedy w końcu został przez nich złożony wniosek o rejestrację organizacji mniejszości, to został on odrzucony przez sąd. Decyzję uzasadniono zagrożeniem dla powszechnego porządku społeczeństwa. W prasie pojawiały się głosy pełne sceptycyzmu i obaw - "Czy istnieje mniejszość niemiecka?", "Który Vaterland?". Ale ostatecznie organizacja mogła rozpocząć legalną działalność, a głosy z czasem ucichły (bardziej szczegółowo proces ten został przedstawiony na filmie). Polacy pogodzili się w dużym stopniu z tym, że w graniach ich kraju mieszkają Niemcy, którzy także są obywatelami polskimi. Nie dość tego - przedstawiciele mniejszości niemieckiej dostali się do parlamentu polskiego. Także na szczeblach lokalnej władzy uzyskali licznych przedstawicieli. Czy Polska z tego powodu przez ostatnie 20 lat się zawaliła? 

Wydaje mi się, że dzisiejsze reakacje mediów i polityków na dojście Ruchu Autonomii Śląska do władzy  w województwie śląskim są efektem tegoż samego strachu przed zmianami co 20 lat temu. Także dziś stosuje się te same zabiegi odwołujące się do obawy przed nowym - neguje się istnienie narodu śląskiego (co oczywiście jest innym rodzajem kłody rzuconej niż negowanie istnienia Niemców w Polsce. Nikt nie negował wtedy istnienia narodu niemieckiego w ogóle), utrudnia się legalizację organizacji mniejszości śląskiej, w mediach podnosi się alarm z powodu Ślązaków zagrażających integralności Polski. Dotyczy to polityków z całego spektrum politycznego (od lewicy - Napieralski, przez  tzw. liberałów - Nałęcz, Buzek, Komorowski, po prawicę - Dorn, Cichocki, oraz Radio Maryja). Ale to co się wydarzyło w przeciągu ostatnich 20 lat powinno nas nauczyć cierpliwości. Trzeba powoli, klarownie acz stanowczo tłumaczyć o co nam chodzi, aż zmiany zostaną zaakceptowane. Czymś naturalnym jest przyzwyczajenie do swojego oglądu rzeczywistości, do nawyków mentalnych, do domu w którym rzeczy są poukładane na swych miejscach, gdzie wszystko ma swoją etykietkę a każdy swoje ustalone miejsce. Ale przebudowa domu już się rozpoczęła. Idzie nowe - jeśli nie dla całej Polskie to na pewno dla świadomości Ślązaków. 

Pokazują to ostatnie badania Dziennika Zachodniego w czterech mistach Górnego Śląska - Katowicach, Gliwicach, Chorzowie i Rybniku -, które ukazały że 46% mieszkańców tych miast chce zadeklarować narodowość śląska w narodowym spisie powszechnym, który rozpocznie się już w kwietniu tego roku (źródło: http://katowice.naszemiasto.pl/tag/narodowosc-slaska-ras.html). Zgodnie z ostatnimi wynikami Spisu z 2002 roku Ślązacy są już teraz największą co do deklaracji mniejszością narodową w Polsce (ponad 170 tyś.). Czy ktoś jeszcze prócz dogmatycznych wyznawców Hegla pragnie w imię idei / definicji negować fakty empiryczne? Naród śląski jest faktem dla nas. A jeśli dla was jeszcze nie jest, to - rozumiemy wasze obawy - ponad 40 lat potrzebowaliście aby zrozumieć, że w granicach waszego kraju żyje przynajmniej 150 tyś. Niemców. Więc cierpliwości - także śląski fakt stanie się z czasem faktem dla was.

sobota, 8 stycznia 2011

Autonomia Śląska - dlaczego tak (6)

Do moich przyjaciół konserwatystów. 

Tak jak wcześniej próbowałem wykazywać niekonsekwencję - wewnętrzną sprzeczność - w stanowisku liberalnych krytyków autonomii Śląska, tak teraz pragnę wskazać na niekonsekwencję w Waszym tj. konserwatywnym postępowaniu wobec postulatów RAŚ-iu. 

Mianowicie - jak to się dzieje, iż gdy ktoś Was drodzy konserwatyści wyzywa od mocherów, czy oszołomów; kiedy wyśmiewa się waszych polityków np. za to jakiego są wzrostu; kiedy porównują wystąpienia waszych polityków do wystąpień faszystów; kiedy główne media w Polsce uciszają Wasze głosy skargi odwołaniami do pojednania i miłości; kiedy przedstawia się Was jako fundamentalistów religijnych gdy walczycie o żywą obecność symboli religijnych w sferze publicznej; kiedy główne media w kraju zamiast przyglądać się pracy rządu, ciągle tropią bolączki opozycji; We wszystkich tych sytuacjach - Wy reagując potraficie stać się mistrzami podejrzeń, demistyfikacji, krytyki i ujawniania źródeł manipulacji jakiej poddawane jest społeczeństwo przez media. Czasopismo Fronda jest w stanie poświęcić nawet cały numer mechanizmom manipulacji - numer 57. Dlaczego jednak nie korzystacie z metody krytycznej także wtedy kiedy ktoś pisze nieprawdę na temat stanowisk innych aniżeli Wasze? 

Dlaczego nie przyjżycie się z tą samą demistyfikującą stanowczością tekstom pisanym na temat Ruchu Autonomii Śląska? Dlaczego bezmyślnie powtarzacie, że Śląsk chce się odłączyć od Polski i nazywacie Ślązaków separatystami? Dlaczego Wasze wypowiedzi dotyczące tego zagadnienia są pełne fobii na punkcie tego co niemieckie? Dlaczego nie akceptujcie alternatywnych tożsamości narodowych pewnej grupy obywateli naszego kraju, którzy stanowią mniejszość? Dlaczego jesteście tak niekonsekwetni w stosowaniu krytycznej analizy? Dlaczego stosujcie ją tylko wtedy kiedy to na Wasz temat kłamią, zaś kiedy szkalują kogoś innego to przyłączacie się do kłamstw?

Bronisław Wildstein w przywołanym numerze Frondy pisze: "Kolejna fundamentalna manipulacja to zestawienie retoryki Jarosława Kaczyńskiego, do której można mieć mnóstwo zastrzeżeń, z praktyką delegitymizacji, czyli odebraniem opozycji prawomocności, a więc pozbawieniem jej racji bytu. Niektórzy 'naiwni' komentatorzy, np. Waldemar Kuczyński, piszą to wprost. PiS-owi nie podoba się nasza konstytucja. PiS-owi nie podoba się stan rzeczy w Polsce. PiS jest opozycją antysystemową. PiS powinien zostać co najmniej zmarginalizowany i nie wolno dopuścić, aby znalazł się w sytuacji, w której mógłby zdobyć władzę. Jest to wprost mówione. Z demokracją i wolnością nie ma to nic wspólnego, ponieważ - przypomnijmy - PiS ubiega się o zmianę konstytucji i systemu w naszym kraju metodami demokratycznymi." (str. 57) Przypuszczam, że większość z Was - konserwatystów - zgodzi się z powyższą analizą. Dlaczego jednak kiedy media szkalują RAŚ i używając tych samych schematów argumentacyjnych piszą nieprawdę Wy bezkrytycznie przyjmujecie takie argumenty? - RAŚ-owi nie podoba się nasza konstytucja, RAŚ jest partią antypolską, RAŚ powinien zostać zmarginalizowany (tak jak analogiczna organizacja w Czechach kilka lat temu), RAŚ nie może zdobyć władzy (niektórzy postulują aby zdelegalizować tą organizację) (dowody na takie wypowiedzi znajdziecie w moich poprzednich analizach). Dlaczego ten sam wniosek, który broni PiS przed kłamstwami, nie może obronić RAŚ-iu - przecież także RAŚ "ubiega się o zmianę konstytucji i systemu w naszym kraju metodami demokratycznymi." Dlaczego ten sam schemat manipulacji ze strony mediów kiedy dotyczy Was jest kłamstwem, a kiedy dotyczy Ślązaków okazuje się świętą prawdą? Dlaczego nagle wasz krytyczny zmysł - jeszcze przed chwilą tak precyzyjny - ulega otępieniu? Przecież wiecie bardzo dobrze, że te to co mówi mainstream mediów w Polsce to kłamstwa. Czy nadal chcecie poddawać się jego manipulacji  przyjaciele konserwatyści?!