Dla tych wszystkich, którzy nie przyjmują za Marksem ograniczenia definicji narodu do narodu historycznego (takiego narodu, który istniał politycznie i spełniał w procesie rozwoju Europy istotną rolę np. Francuzi, Anglicy, Polacy), pragnę przytoczyć drobny fakt dotyczący konstytuowania się narodów słowackiego i białoruskiego. Oba te narody nie posiadały własnej, odrębnej historii politycznej. Warto zastanowić się, co mówią dane liczbowe: otóż w przededniu I wojny światowej liczba świadomych narodowo Słowaków wynosiła około 500 rodzin, a liczba nosicieli narodowej świadomości białoruskiej nie przekraczała 4000 osób.(źródło: Andrzej Walicki, Odpowiedź na głosy w dyskusji, w: Powstanie listopadowe 1830 - 1831. Geneza, uwarunkowania, bilans, porównania., s. 325.) Ile dzisiaj świadomych narodowo jest Ślązaków?
Ale można oczywiście zapytać, czy z tych faktów i takiego porównania cokolwiek wynika dla współczesnej sytuacji Ślązaków? Walicki opisuje przecież sytuację sprzed wybuchu I wojny światowej. Trzeba by było zapytać ile wtedy było świadomych narodowo Ślązaków. Zwolennikiem determinizmu historycznego w tym wypadku raczej bym nie był, i nie w celu kreślenia świetlanej przyszłości narodu śląskiego przytoczyłem te fakty. O czym można na ich podstawie wnosić?
Po pierwsze. Czy ktokolwiek wątpi w to, że Słowacy i Białorusini są narodami mimo braku politycznej suwerenności w historii? Czym Słowacy się różnią od Ślązaków, których dzisiaj świadomych narodowo jest kilka set tysięcy? Czy język słowacki różni się bardziej od czeskiego, niż język śląski od języka polskiego? Jest Słowaków więcej niż Ślązaków? I co z tego - od kiedy liczebność grypy stanowi jedno z kryteriów przypisania jej statusu narodu?
Po drugie. Ten przykład zwraca uwagę na to, że nieprawdą jest, iż narody to pewne byty, które zawsze istniały i będą istnieć w platońskiej sferze idei. Tak jak naród niemiecki czy polski powstawały w historii, na drodze więzów etnicznych, a także wspólnoty kultury, języka i losu, tak samo - tylko, że z pewnym opóźnieniem - nastąpiło to w przypadku Słowaków i Białorusinów. Czy te narody są gorszymi narodami, quasi-narodami, pół-narodami? Czy 1000 lat temu istniał naród słowacki? I z tego powodu esencjalizm narodowy należy zamienić procesualizmem narodowym. Narody nie są bytami, które istnieją w rzeczywistości idealnej, ale są grupami realnych ludzi z ich historią i doświadczeniami. Tak jak ludzie się rodzą, rozwijają i umierają, tak samo dzieje się z narodami. I jeden z narodów właśnie dojrzewa, staje się (chociaż niekoniecznie jeszcze jest) na Śląsku.
Adaś, już wiele razy o tym rozmawialiśmy, ale jak to napiszę czarno na białym to będziesz miał zawsze pod ręką ;)
OdpowiedzUsuńPytam się (a ty zapytaj siebie): po co Ci ten naród śląski? Tym bardziej po co Ci w dobie globalizacji, czyli rozpływania się granic pomiędzy kulturami, etnosami itd.?
Nie uważasz, że to się może co najwyżej skończyć jakimś nacjonalizmem?
Albo inaczej: jaki chciałbyś widzieć ten śląski "naród"? Samotny okręt na oceanie ponadnarodowego "Imperium"*? Czy też może chciałbyś ten "twór" włączyć w te globalne (choćby pod szyldem alterglobalizmu) procesy?
Bo muszę przyznać - wybacz, że sprowadzam to do taniego psychologizmu -, że mi to pachnie prywatną potrzebą znalezienia sobie tożsamości.
Już o wiele bardziej ciekawe wydają mi się (przy mojej niechęci do tego rodzaju muzyki) zespoły hip-hopowe rapujące śląską gwarą - aktywnie włączają się w większą całość kulturową.
Chodzi mi o to, żeby nie zamykać się w jakimś "śląskim getcie", gdzie będziecie się utwierdzać w tej swojej śląskości (a, że musicie to robić, wywołuje podejrzenie, że sami w tę śląskość wątpicie), tylko zamiast tego tę swoją śląskość uznać, jako fakt, jako coś normalnego, przejść z nią do porządku dziennego i z tej pozycji wkraczać w polską i światową kulturę: pisać książki z wykorzystaniem gwary, odwołaniem do stylu życia, do historii, kręcić takie filmy, pisać wiersze, malować obrazy, komponować muzykę i co tam tylko jeszcze.
Choć rozumiem polityczną potrzebę stworzenia jakiegoś większego "samorządu" - ale zastanów się jaka droga do tego celu będzie lepsza: odcinania, wykluczania, historycznej martyrologii (jeśli z tego skorzystacie, to jesteście Polakami czystej wody ;) ) i zamykania się we własnym gronie, czy może jednak taka, która później nie będzie musiała się wstydzić swojego nacjonalizmu?
-----
*patrz: A.Negri, M.Hardt "Imperium"
Czaruś, nie wiedziałem, że z ciebie taki uniwersalista sie zrobił:)Teraz mówisz, że granice między kulturami się rozpływają. Czyli rozumiem, że ma to prowadzić do jakieś jednej kultury, w której wszyscy by partycypowali. Czy
OdpowiedzUsuńjako nietzscheanista nie obawiasz się, że doprowadzi taka monokultura do ujenolicenia wszyscykich - do zniaku podziału na to co wysokie i niskie? - ale zostawmy to narazie.
Tym bardziej to co piszesz jest dziwne, bo pamiętam jak kiedyś - na swoim blogu, albo w jednym z komentarzy na moim - pisałeś, że wszyscy są różni - każdy jest splotem indywidualnych miejsc, kontaktów, książek, filmów itd.. Widzisz, w obecnym komentarzu podnosisz ten sam argument co w jednym z komentarzy do mojego tekstu o Patriotyzmie tylko formujesz go jakby "z drugiego końca". Wtedy mówiłeś o indywidualizmie, a teraz piszesz o uniwersalizmie kultury. Oba te pojęcia miałyby być nie do pogodzenia z moim przywiązaniem do wspólnoty. Czy ty tutaj nie popadasz w sprzeczność? - raz piszesz o różnicach - i to nieprzekraczalnych o ile dobrze pamiętam, a kiedy indziej o jednej kulturze. Jasne, że żyjemy w dobie globalizacji i granice są płynne. Ale z tego nie wynika, że nie ma różnic w teraźniejszości. Po pierwsze - owszem te różnice mogą z czasem zniknać i powstanie jedna mono-kultura, ale narazie taka nie istnieje. A jeśli twierdzisz, że istnieje to powiedz mi - w jakim języku (ang/fr/niem/chin) są pisane powieści owej nowej mono-kultury? Po drugie - mimo, że ciekawym dla mnie jest słuchanie opowieści z historii Chin, Japonii czy Ameryki Łacińskiej, to urodziłem sie w tym miejscu, w tym czasie i moje życie, sytuacja rodzinna i społeczna, wartości i dylematy zostały określone w dużym stopniu przez określoną historię, kulturę i jezyk. Masz rację - chodzi o tożsamość. Widzisz, z tego co ty piszesz to na pytanie o to kim jesteś możesz odpowiedzieć na dwa sposoby albo: jestem człowiekiem po prostu i każdy z was dobrze wie jak to jest być człowiekiem - wszyscy jesteśmy ludźmi, albo: jestem Cezarym R. - ale nikt z was nie ma pojęcia nawet w najmniejszym stopniu jak to jest być mną - nawet jak oglądałeś ten sam film co ja, albo patrzyleś na ten sam krajobraz co ja, to widzieliśmy całkiem coś innego, bo różnimy się nieskończenie wiele (to wynika z założenia, że wszyscy są tak samo rożni od siebie). Ja z kolei nie twierdze, że jestem człowiekiem po prostu ani tylko i jedynie sobą na swój własny niepowtarzalny sposób. Jestem częścią większej całości owszem (powiedziałbym nawet ludzkości), ale moja partycypacja w niej jest - jak by to powiedzieć - zanieczyszczona - miejscem, czasem mojego urodzenia - historią, kulturą i jezykiem ludzi wśród których się urodziłem. I nie jestem czystym rozumem, aby się tych zanieczyszczeń pozbyć. Za to afirmuje przypadkowość - afirmuje to co mi los dał (oczywiście z odpowiednią dozą krytycyzmu, ale zanieczyszczeń ostatecznie się nie pozbędę - bo nie jestem Ja transcendentalnym). Nie jestem człowiekiem abstrakcyjnym ale konkretnym - z tymi problemami, z tymi wartościami i z tym a nie innym śląskim akcentem. Ale czyste indywiduum to także abstrakt - nie czyje się na tyle wyjątkowy, aby nie dostrzegać, iż z pewnymi osobami (np. studentami filozofii) łączy mnie więcej aniżeli z innymi (np. kibolami).
OdpowiedzUsuńPoza tym ja nie wiem jak ty sobie wyobrażasz tą realizację globalizacji - połączenie wszystkich kultur? Bo moim zdaniem różnice będą istniały zawsze. Zauważ, ze nawet w tak homogenicznej - wydawałoby się kulturowo instytucji jak Kościół Katolicki istnieją duże różnice - od Opus Dei i bractwo Piusa X, poprzez liberałów np. środowisko polskiego Znaku i Tygodnika Powszechnego, aż po teologię wyzwolenia czy teologię feministyczną. Osoby reprezentujące te grupy stanowią jeden kościół, a mimo to różnią się od siebie - ale nie w sposób indywidualistyczny - są podziały, grupy, stowarzyszenia itd.. i to w KK, a jak to wygląda w kościołach np. protestanckich? Jeszcze wiecej różnic. Dobrze można się teraz spierać o zakres słowa kultura. Możesz oczywiście powiedzieć, że wszystkie te kościoły - niewazne czy katolickie i protestanckie - tworza jedną kulturę chrześcijańską. No dobra - ja sie moge nawet zgodzić to niech istnieje sobie taka ogólna kultura globalna - to nie zmienia faktu, ze istniają różnice między konkretnymi grupami chrześcijńskimi, a co więcej - istniją różne różnice między nimi - i w ten sposób istnieją różne wspólnoty. Nie ma chrześcijanina po prostu, tylko wiele konkretnych chrześcijan.
OdpowiedzUsuńPiszesz, ze mamy po prostu uznać nasza śląskosć i wkraczać w polską i światową kulturę. Ale problem polega na tym, że polska kultura uznaje naszą tożsamość tylko przesianą przez własne filtry pojęciowe. "Śląska kultura? - ależ owszem, że ją uznajemy - przecież każdy Ślązak to tak naprawdę Polak, srata, tata..." Pytasz dlaczego po prstu nie tworzymy - piszemy wierszy, rapujemy, filmujemy... Przypominasz sobie zajecia z Borowicz na temat Ricouera i jego teorii działania - warunkiem spontanicznego działania i tworzenia jest samoszacunek, którego nie można osiągnąć w momencie kiedy jest się trzymamym pod kloszem hegemonicznej kultury. Takiemu znawcy Foucaulta jak ty nie musze chyba uzmysławiać na czym polega hegemoniczne wykluczanie np. kobiet, homoseksualistów czy ateistów w takim kraju jak Polska. Wyobraź sobie, że ta sprawa dotyczy także grup etnicznych, a nie tylko seksualnych czy światopoglądowych. Dlatego odpowiadając jeszcze inaczej na twoje pytanie - po co mi ten naród - chodzi o emancypację, o wolność i prawdę - o usunięcie kłamstwa na temat Śląska.
OdpowiedzUsuńCo do tego, że Ślązacy odwołując się do swej odrębności tworzą lustrzane odbicie polskiej martyrologii. Wydaje mi sie, że nie wiesz o czym piszesz za bardzo. Czy czytałeś dużo tekstów osób, które przewodniczą Ruchowi Autonomii Śląska, albo widziałeś jakieś wywiady z nimi? Nie ma tam nacjonalizmu. Moim zdaniem oni są za bardzo liberalni, a za mało nacjonalistyczni. Może piszesz tak, bo odbierasz śląskość przez pryzmat mojej osoby. Dlatego proponuje ci obejrzenie wywiadu z Kutzem i Gorzelikiem (przewodniczący RASiu) w programie "Warto rozmawiać" - http://www.tvp.pl/publicystyka/tematyka-spoleczna/warto-rozmawiac/wideo/slask-dla-slazakow-01022011/3890775 Niech postawa Gorzelika (np. sposób jego argumentajci) będzie odpowiedzią na zarzut o śląski nacjonalizm i zamykanie się. Kiedy żyje się w takim kraju jak Polska to naprawdę nie trudno o wypaczenia w obszarze patriotyzmu, ale to nie musi być reguła.
OdpowiedzUsuńPiszesz - gdzie miejsce dla nacjonalizmu w dobie ponadnarodowego "imperium". Pomijając to, że jak narazie to "imperium" dotyczy tylko małego skrawka w postaci UE, która ostatnio trzęsie sie na glinianych nogach, to twój argument jest zasadny o ile założymy, że każdemu narodowi musi odpowiadać jakaś struktura państwa, czyli naród = państwo. Ale co jeśli się czegoś takiego nie założy? - weźmy przykład Wielkiej Brytanii (Szkoci, Walijczycy, Anglicy tworza jedno państwo) albo Szwajcarii. Jeśli państwa mogą być wielonarodowe, to wtedy moze sobie istnieć "imperium" (którego ja narazie nie dostrzegam), ale nie musi ono pozbawiać ludzi ich tożsamości etnicznej.
Powiem więcej - dobrze, że ono istnieje, bo rozbija obecne narodowe struktury państwowe, które są "uogólnieniami", uproszczeniami rzeczywistych tożsamości osób. Nie ma Polaków po prostu, ale są Górle, Wielkopolanie, Podhalanie, Kaszubi i kilka mniejszości narodowych np. Ślązacy, itd.. Osłabienie państwa i wzmocnienie "imperium" to więcej prawdy na poziomie tożsamości regionalnych. Więc twoje "imperium" witamy - my regionaliści - z utęsknieniem:)
Kilka, krótkich uwag :P
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - nie myl porządków. To, że coś uważam, za wartościowe (nietzscheanizm, "elitaryzm", różnica), nie oznacza, że nie widzę i nie mogę opisać, tego, co się dzieje (rozpływanie się różnic).
Po drugie i pozostałe: wszystko to konsekwencja powyższego.
"Imperium" (nie bez powodu dałem gwiazdkę z odnośnikiem do źródła :P) to nie UE, czy UE + USA. To puszka zimnej CocaColi, którą możesz wypić w RPA i McDonald, w którym możesz zjeść w Chinach. To jest tym, co ponadnarodowe. Można by powiedzieć: Kapitalizm. Ale nie tylko. Oburzeni również okazali się tym ponadnarodowym ruchem. To nie był protest Hiszpanów, Japończyków czy Amerykanów, tylko ludzi na całym świecie, których nie dzieli już etnos. I mimo iż nie piszą książek w jednym i tym samym języku, to jakoś zdołali zebrać się jednego i tego samego dnia - każdy w "swoim" mieście. (BTW, zobacz co robisz: stawiasz mi zarzut w ten sposób, że wbudowujesz w moją wypowiedź swoje poglądy, z którymi się nie zgadzam, a następnie próbujesz sprowadzić moją wypowiedź do absurdu. Jasne, że nie ma jednego języka, w którym by powstawała literatura i poezja tego nowego "globalnego ładu". Ale to nie dlatego, że nie ma tego globalnego "ładu", ale dlatego, że nie funkcjonuje on już na sposób państw narodowych. To jest taka "jedność", która obejmuje wielość, różnorodność - i nie ma w tym nic sprzecznego.)
Tak to wygląda. To czego ja chcę, to moja prywatna sprawa ;) możemy o tym gadać na moim blogu ;)
Ale tutaj chciałem podsunąć Ci pewien sposób oglądu sprawy. Podsunąłem go w formie krytyki, ale cel przyświecał mi pozytywny, a nie negatywny: nie destrukcja twoich zapędów, ale sugestia jak można by je wzmocnić (poprzez dostosowanie do pewnych ogólnych procesów).
Co do Foucaulta i wykluczeń. Dobra, jasne. Ale chodzi mi o to, że "wasza" obrona śląskości nie może ograniczać się do mówienia "jest śląska kultura, tylko, że zmarginalizowana" - musi tu być element "(wy)twórczy": nie tylko mówić, ale też to pokazać, przez "uprawianie" tej kultury (książka, film, etc.) i propagowanie.
Jeśli chodzi o RAŚ. Przyznaję, patrzę na niego wyłącznie przez perspektywę twojego bloga. Postaram się nadrobić braki w edukacji i sięgnąć do źródeł :)