niedziela, 29 stycznia 2012

O niepewności - między protestantyzmem a nietzscheanizmem

W tekście wskazuje na podobieństwa pomiędzy protestantyzmem i nietzscheanizmem. Celem moim nie jest – poprzez wskazanie takiej zależności – krytykowanie którejkolwiek ze stron. Ani protestantyzmu za podobieństwo do myśli Nietzschego, ani odwrotnie. To, że Nietzsche był synem pastora jest powszechnie znaną prawdą. Nie tworzył on w próżni intelektualnej – był zależny od tego co mu przekazano w procesie wychowania i edukacji. To jednak nie oznacza, że nie mógł twórczo przekroczyć tego czego go nauczono.

Osoby pochodzące z katolickich krajów często podkreślają indywidualizm i woluntaryzm myśli Lutra, który po kilku wiekach miał doprowiadzić do radykalizacji w twórczości Nietzschego – w jego koncepcji nadczłowieka i woli mocy. Luter krytykując średniowieczną scholastykę opowiedział się za indywidualną, niezapośredniczoną realcją pomiędzy człowiekiem i Bogiem. Swoją koncepcją – sola fide (tylko wiara) – głosił, iż to nie uczynki, zasługi, zewnętrzne objawy mogą cokolwiek powiedzieć na temat tego czy ktoś zostanie zbawiony czy potępiony – ale sama wiara danej osoby (która jest czymś wewnętrznym i o której tylko dana osoba sama może być przekonana). Z odrzuceniem pośrednictwa łączy się odrzucenie hierarchii kościelnej – brak autorytetów w drodze do Boga. Również odrzucenie tradycji – sola scriptura (tylko pismo) – i zwrot do samodzielnego czytania Biblii. To dla większości z nas jest dosyć zrozumiały obrazek – chrześcijaństwa alternatywego w stosunku do polskiego katolicyzmu. Jesteśmy świadomi pozytywnych i negatywnych stron takiej alternatywy.

Warto moim zdaniem, zapytać jednak o podobieństwa i różnice nie pomiędzy chrześcijaństwem w ogóle (także katolicyzmem) a nietzschanizmem, bo to ułatwianie sobie zadania. Ale zapytanie o stosunek tego ostatniego do protestantyzmu. Tutaj trzeba się już bardziej namęczyć aby taką różnice ukazać. Bez takiego głębszego rozdzielenia obu nurtów, z których jeden określa się jako przeciwny drugiemu (antychrześcijanizm Nietzschego), naraża się na możliwość popełnienia błędów w określeniu istoty nietzschanizmu i jego chrześcijańskiej krytyki.

Pragnę się skupić na analizie jednej cechy, którą zdaje się, że posiadają oba nurty myślowe. Pytanie tylko czy rzeczywiście jest to dokładnie ta sama cecha, a jeśli nie to jak daleko sięgają tutaj różnice. Cechą, którą pragnę tutaj rozważyć jest stosunek do niepewności w procesie podejmowania decyzji. Pragnę jednak zaznaczyć, iż nawet jeśli nie stwierdzę tutaj różnic pomiędzy badanymi nurtami co do badanej cechy, to wynik ten nie oznacza oczywiście, że nie ma ich w ogóle. Nietzschanizm wyrasta z pewnego podłoża, ale wydaje się jednocześnie posiadać nowe treści. Pytanie czym są owe treści. Czy stosunek do pewności i niepewności podczas podejmowania decyzji jest istotną różnicą?

Dietrich Bonhoeffer  (http://pl.wikipedia.org/wiki/Dietrich_Bonhoeffer) to jeden z najsławniejszych protestnackich teologów XX wieku. Urodzony w niemieckim Wrocławiu przeciwnik narodowego socjalizmu. Pragnę zacytować fragment jego wyznania wiary:
„Ich glaube,
dass Gott uns in jeder Notlage
soviel Widerstandskraft geben will,
wie wir brauchen.
Aber er gibt sie nicht im voraus,
damit wir uns nicht auf uns selbst,
sondern allein auf ihn verlassen.
In solchem Glauben müsste alle Angst
vor der Zukunft überwunden sein.”

A poniżej moje tłumaczenie tego tekstu:
„Wierzę,
że Bóg w każdym ciężkim położeniu
tyle wytrwałości nam da,
ile potrzebujemy.
Ale, nie daje On jej z wyprzedzeniem,
Abyśmy nie na samych sobie,
Ale jedynie na nim polegali.
W takiej wierze musi cały strach
Przed przyszłością zostać pokonany.”

Bonhoeffer  mówi w tym wyznaniu wiary o pomocy jakiej udziela człowiekowi Bóg. Udziela on jej osobie, która potrzebuje dodatkowej siły na dokonanie tego czego chce dokonać. Jednak nie pomaga On przed samym dokonaniem czynu. Nie wysyła wcześniej znaków, które mogłyby dać chociażby śladową pewność dokonującemu czyn o tym, iż ten czyn się powiedzie. Nie daje mu poznania, natchnienia, uspakajającego nastroju. W rezultacie dokonując czynu człowiek nie może polegać na tym co mu bliskie i znane, na tym w co pokłada zaufanie, bowiem Bóg – jeszcze – mu tego nie udzielił.

Taka sytuacja może rodzić strach przed momentem dokonania czynu. Czy na pewno dam sobie radę? Czy posiadam dostatecznie dużo siły aby zrobić to co należy? Zauważmy, że chodzi tutaj o brak pewności co do posiadanej przez osobę siły i woli. Czy wystarczy mi mojej wewnętrznej mocy do tego aby danego czynu dokonać? Nie chodzi zaś o brak pewności co do celu tj. czynu, który ma być zrealizowany. Dana osoba wie co należy zrobić, zas jej strach odnośnie przyszłości nie dotyczy słuszności tego co czynić trzeba, tylko tego czy będzie się zdolnym to uczynić.

To sytuacja niepewności. Aby o niej mówić nie mogą istnieć ani zewnętrzne zapewnienia pewności, ani wewnętrzna pewność. Bóg nie objawił mi tego, że na pewno mi się uda. Także nikt z innych osób mi nie powiedział – „robiłem to już kilka razy, nic się nie martw – będzie dobrze. Jeśli mi się udało to co dopiero tobie.”. Także wewnętrznie nie znajduję w niczym oparcia. Nie wiem jak potoczą się przyszłe wypadki. Moja wiedza – socjologiczna, psychologiczna, historyczna, fizyczna, jakakolwiek – nie pozwala mi odpowiedzieć na pytanie o wynik próby. Nie mam także oparcia w nastroju, uniesieniu, uczuciu motywacji, które pozwoliłyby na uzyskanie pewności, iż w momencie próby zdołam dokonać czynu. Nie ma niczego ani we mnie, ani poza mną co dałoby mi oparcie w pewności co do przyszłego powodzenia.

Stan ten rodzi strach. Nie znajduję nic co dałoby mi oparcie, bezpieczeństwo, zaufanie co do powodzenia mojego zamiaru. Czyn będzie ryzykowany, bowiem nie wiem tego czy się powiedzie. Tym bardziej silna musi być moja wola, aby mimo braku oparcia być zdolną do dokonania tego czego trzeba. Musi być zdolna do zrobienia kroku w ciemność.

Mój zamiar dotyczy odkrycia specyfiki nietzschanizmu. Jest wiele elementów, które go łącza np. z kantyzmem czy protestantyzmem – indywidualizm, woluntaryzm, antyutylitaryzm. Czy z samym już protestantyzmem (bo u Kanta raczej nie znajdujemy apoteozy podejmowania ryzyka) łaczy myśl Nietzschego stosunek do niepewności, która została powyżej przedstawiona?

Można argumentować, że u Nietzschego nie chodzi wcale o niepewność, ale wręcz przeciwnie – chodzi o pewność i zdecydowanie, ale nie w stosunku do czegoś zewnętrznego – ale o pewność do tego co znajduje się we swoim wnętrzu. Człowiek musi stanąć naprzeciw rzeczywistości, wiedzy i oczekiwań innych, oraz podjąć decyzję w oparciu o własne przekonania, pragnienia i obawy. Często czyniąc to wbrew zewnętrznym warunkom. Ale czy to nie spłyca myśli niemieckiego filozofa? Czy rzeczywiście chodzi mu – o tak modne dziś – zaufanie do samego siebie? Czyż nie jest raczej tak, że zdrowa i silna wola ujawnia się w środowisku niepewności? „Co to za wola, co to za chcenie, kiedy masz pewność co do jego efektu?” Nie wydaje się więc aby Nietzsche odrzucał możliwość podejmowania decyzji i działania w sytuacji braku pewności. Może jest nawet tak, iż o taki rodzaj decyzji szczególnie mu chodzi.

Można inaczej argumentować - iż w myśli Nietzschego ujęcie niepewności jest inne niż u Bonhoeffera, bowiem u tego drugiego mamy dodatkowy element - element wiary w to, iż Bóg jednak zainterweniuje. Owszem nie jest ta wiara pewnością, ale jednak jest to pewne oparcie się na czymś zewnętrznym. U Nietzschego zaś brak takiego elementu. Ostatecznie u Nietzschego niepewność byłaby absolutna, bo pozbawiona nawet wiary, iż Bóg udzieli potrzebującemu pomocy.

Owszem Nietzsche odrzuca istnienie Boga, tym samym nie przyjmuje on, iż Bóg może dodawać sił podczas dokonywania czynu. Ale czy Nietzsche może twierdzić – w sytuacji niepewności jaką opisaliśmy wcześniej (brak pewości wewnętrznej co do wiedzy, emocji, uznania innych), która paraliżuje dokonanie czynu (element strachu), że czyn dokona się bez jakiejkolwiek zewnętrznej ingerencji? Nie chodzi już o Boga – ale o jakąś zewnętrzną siłę, która udzieli nam mocy w momencie dokonywania czynu. Możemy to nazywać jak chcemy - Bóg, Duch Dziejów, Wola Mocy, Rzeczywistość, Natura. Jeśli tak by twierdził, to oznaczałoby, iż człowiek jest zdolny działać nie tylko bez pewności co do wiedzy, zaufania innym ludziom i swym predyspozycjom emocjonalnym, ale także bez wiary w to, iż jakaś – jeszcze mu do tej pory nie znana siła – mu pomoże. Nie tylko nie ma niczego – o czym bym wiedział, że mogłoby mi pomóc, ale nie ma też nic o czym bym nie wiedział jeszcze, a co mogłoby mi pomóc. Po prostu ontologicznie nie ma takiej siły, która mi pomoże. Tym samym – nie tylko nic nie wskazuje na to abym dał rady, ale na pewno nie dam rady. Czy Nietzsche kwestionując pewność, pragnie także kwestionować wiarę? Wiarę, która nie musi oznaczać pewności, która często jest wiarą wbrew temu co  większość uważa, co się przyjmuje jako oczywiste, wbrew temu co samemu do tej pory się przeżyło.

Jeśli nie uważa tak, to nie ma także formalnej różnicy w stosunku do niepewności w procesie podejmowania decyzji między jego myślą a protestantyzmem (trzeba będzie szukać dalej:). Można się kłócić o słowa – Bóg czy Wola Mocy. Ale fenomenologicznie obie ingerencje w ten sam sposób będą się jawiły świadomości – jako coś zewnętrznego, do tej pory nie znanego.

Jeśli zaś coś takiego zakłada, to należy się zastanowić czy w takich warunkach jest w ogóle możliwe podjęcie decyzji i czynu. Czy nie tylko bez pewności co do powodzenia, ale także bez wiary w powodzenie wbrew braku pewności – można się zdecydować na czyn? Czyż to nie jest ponad ludzkie siły? Na czym będzie polegał, czemu zaufa nietzschanista kiedy nie znajduje w niczym oparcia - nawet w tym co mu jeszcze nieznane? To już nie ryzyko, bowiem ryzyko zakłada możliwość iż - szanse są małe: jedna na sto, ale mi się uda mimo że wielu się nie udało. Nie liczenie na jakiś traf - to głupota po prostu.

Istnieją więc trzy możliwości. Albo nietzscheanista nie przyjmuje aż tak radykalnej koncepcji niepewności i będzie czemuś ufał - sobie. Ale czy wtedy jego wola naprawde funkcjonuje w środowisku, w którym może rodzić się jej siła i moc? Czyż to nie jest aprobata bezpieczeństwa w postaci polegania na sobie samym? Albo przyjmie warunki przedstawionej niepewności (która jest brakiem pewności nawet co do własnych możliwości), ale w coś zawierzy np. możliwość zadziałania woli mocy. Albo zakłada możliwość działania bez jakiejkolwiek pewności i wiary.

5 komentarzy:

  1. 1. Najpierw uwaga metodologiczna [możesz ją odebrać za trochę czepialską, ale moim celem jest konstruktywna krytyka, a nie "dowalenie" ci]. W sumie już dawno powinienem Ci ją postawić. Dyskutujesz z Nietzschem, z jakimś nietzscheanistą (jeśli tak, to z jakim?), z nietzscheanizmem w ogóle (nie wiem, czy coś takiego istnieje, czy może istnieć)? Chodzi mi o to, że często cytujesz Lutra i protestantów, podajesz jakieś konkrety, wygląda na to, że czytasz. A czy jest tak z Nietzschem? Jakoś zawsze brak cytatów (poza najbardziej znanymi), brak konkretnych odesłań, konkretnych analiz. Gdzie Nietzsche mówi o pewności lub jej braku, o funkcjonowaniu w środowisku niepewności? Co mówi o woli mocy?

    2. To ostatnie pytanie odsyła nas do drugiego problemu. Źle rozumiesz Wolę Mocy - interpretujesz ją jako coś zewnętrznego, transcendentnego, ew. mistycznego. Powiedziałbym: przecież Wola Mocy jest immanentna, ale z tego co piszesz widzę, że to nie wystarczy. Co to oznacza, że Wola Mocy jest immanentna? To oznacza, że ja jestem wolą mocy. Nie można w nią wierzyć, bo to ona jest tym, co wierzy; nie można jej ufać, bo to ona jest tym, co ufa; nie można liczyć na jej pomoc, bo to ona jest tym, co liczy na pomoc, co działa, co podejmuje decyzje etc. etc. etc. Chyba znasz Kantowskie rozważania dotyczące woli? W skrócie: wola = ja, to co we mnie najczystsze, najbardziej wewnętrzne, najbardziej moje. Nietzschemu chodzi o coś podobnego, tyle, że stwierdza: nie ma woli po prostu, wola jest zawsze wolą mocy (+ dochodzi do tego inny kontekst, ale od tego na razie abstrahuję).
    Oczywiście Wola Mocy to zarazem nazwa pewnej ontologicznej zasady, czegoś co jest w każdym, ale nie jest transcendentne wobec każdego z osobna, czy wobec wszystkich razem. Woli mocy się nie ma (niczym magicznej siły woli), wolą mocy się jest. Każdy jest własną wolą mocy. [Jest byt. Ty jesteś bytem, ja jestem bytem, krzesło jest bytem, pies jest bytem, drzewo jest bytem. Czy to oznacza, że istnieje jakiś transcendentny wobec nas byt? Byt, któremu można by ufać, wierzyć w niego? Takie terminy jak "byt" czy "wola mocy" należą do ontologii - czyli teorii bytu/bycia - a nie do teologii, czy wręcz religii.]

    3. Próbując odpowiedzieć na twoje pytanie: czy nietzscheanista czemuś ufa? [Oczywiście będzie to odpowiedź Dziewica-stającego-się-nietzscheanistą, a nie Nietzschego, czy jakiegoś idealnego nietzscheanisty (który musiałby być chyba tożsamy z Bergsonowskim Trwaniem, albo Deleuziańskim Chaosem).]
    Nietzscheanista może zaufać wyłącznie sobie. Ale czy daje mu to jakąkolwiek pewność, jakiekolwiek oparcie? Absolutnie nie. Wola mocy jest nieprzejrzysta dla świadomości. Skoro nietzscheanista (tak jak każdy inny byt) jest wolą mocy, jest nieprzejrzysty sam dla siebie. Zaufanie, pewność należą do porządku świadomości - a świadomość nie jest w stanie poznać w pełni woli mocy, gdyż ta należy do porządku nieświadomości.
    Wydaje mi się, że dużo błędów w naszej dyskusji (także ja je popełniam) bierze się z tego, że mieszamy te dwa porządki.
    Nie można podjąć decyzji opierając się na zaufaniu do woli mocy, bo to wola mocy jest tym co ufa i co podejmuje decyzję. I jeśli ja, nie mając żadnej pewności, nie mogąc zaufać niczemu, nie wierząc w nic, wciąż jestem zdolny podejmować decyzje, to świadczy to o jakości mojej woli mocy (ale nie jest to żadna pewna wiedza, co do tego, ale najwyżej symptom).

    4. Co do podobieństw między nietzscheanizmem a protestantyzmem. Planowałem na moim blogu pewien meta-przedmiotowy wpis... myślę, że może dostarczyć on pewnych odpowiedzi (nie wprost) na pytanie o owo podobieństwo (w sumie nie wprost są zawarte już w tekście o antysubstancjalizmie), więc może to dodatkowy powód, aby owy wpis dokończyć i opublikować.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ad.1. Masz rację co do braku odesłań do tekstów Nietzschego. Zdawałem sobie z tego sprawę. Założyłem po prostu, iz skoro dyskutujemy bardzo intensywnie już któryś z tekstów (etyka hierarchiczna, etyka immanentna, perspektywizm), w których bardzo dużo odesłań do Nietzschego - to tezy, których bronisz są w dużym stopniu reprezentatywne dla samego Nietzschego. Tym samym dyskutując z tobą, wydwało mi się (chyba błędnie), że dyskutuję z Nietzschem. Piszesz czasem z takim zdecydowaniem, że naprawdę trudno was odróżnić:) Poza tym (idąc twoim tropem prawdy jako eksperymentu) - ja po prostu stawiam twórcze hipotezy:)

    Ostatecznie - bardziej niż myśl Nietzschego interesuje mnie sam problem niepewnosci w działaniu. Ale wtedy sam tytuł tekstu jest błędny, bo powinien dotyczyć niepewności po prostu, a nie relacji protestantyzm - nietzscheanizm.

    OdpowiedzUsuń
  3. ad. 2. Czaruś ja wszystko bardzo dobrze rozumiem - tak mi się przynajmniej wydaje:) Wydaje mi się, ze to ty nie łapiesz mojej krytyki:) Dwa cytaty z twoich tekstów:

    1. "Co to oznacza, że Wola Mocy jest immanentna? To oznacza, że ja jestem wolą mocy."
    2. "Należałoby raczej zapytać "jaka wola (ale nie chodzi oczywiście o wolę jednostkową, psychiczną, ale o wolę mocy jako zasadę ontologiczną) kryje się w tym człowieku?", "czego ta wola chce?""

    Z jednej strony immanentyzm (ja jestem wolą), z drugiej jednak pewne rozdwojenie - wola nie jest wolą psychiczną, ale zasadą ontologiczną. W tym drugim ujęciu - z punktu widzenia świadomości, psychiki - wola i ja to nie to samo. Czyli w tej perspektywie wola jest czymś zewnętrzym - przynależy do sfery transcendentalnej, a nie empirycznej. Problem w tym że łączysz immanentym z pojęciem rozdzielenia sfery transcendentalnej i empirycznej. Pierwsze jest z zakresu ontologii, a drugie teorii poznania. Ja bardzo dobrze rozumiem, że istnieją te dwie - perspektywy. Ale czasem absolutyzujesz jedną - tak jak w powyższej krytyce. Kiedy piszę o transcendencji jako pojęciu neutralnym, to odnoszę się do perspektywy świadomóści - tutaj czy to pole transcendentalne jest mi immanentne na pozimie ontologicznym (wola mocy to ja, albo: Bóg mieszka we mnie), czy też Bóg jest poza światem, to - moim zdaniem na to samo wychodzi.

    Poza tym sam piszesz przecież, że wola to zbiór sił i relacji, które działają w sferze transcendentalnej, w której nie ma osób (projekt odantropologizowania Deleuzea i Faucaulta). Sam piszesz dwojako na temat tego czym jest wola, ja tutaj nie robię niczego innego. Wydaje mi się, że ta perspektywa rozdwojenia woli psychicznej i woli jako zasady ontologicznej dopuszcza możliwość takiej transcendencji epistemologicznej o jakiej mówie (która nie wyklucza immanentyzmu ontologicznego).

    Ostatecznie bronisz się tym, że ja i wola to ten konkretny byt. Ale moje pytanie - jak ten konkretny byt jawi się świadomości. Jest różnica pomiędzy tym czym jestem, a tym jak siebie rozumiem. Jeżeli nie ma takiego rozdzielenia, to wtedy bez sensu jest twoje zdanie: "ale nie chodzi oczywiście o wolę jednostkową, psychiczną, ale o wolę mocy jako zasadę ontologiczną". Jest ono bez sensu, bo obie wole są tym samym. Jeśli są tym samym to znika możliwość błędnego rozpoznawania swojej woli mocy. Nie ma psychicznego przejawiania się woli mocy, bo to co w psychice jest wolą mocy. Wtedy: 1. wola mocy ma charakter osobowy, bo w psychice jawię się sobie jako osoba 2. nie potrzeba kryteriów chcenia do n-tej, aby się przekonac czego wola mocy w tobie tak naprawdę chce tj. jaka jest twoja prawdziwa wola mocy, bo na poziomie świadomości twoja wola mocy jest w sposób jasny i wyraźny ci dana.

    OdpowiedzUsuń
  4. ad. 3. Analizę rozbiję na dwa etapy.

    3.1. "Nietzscheanista może zaufać wyłącznie sobie. Ale czy daje mu to jakąkolwiek pewność, jakiekolwiek oparcie? Absolutnie nie."

    Bardzo ciekawa myśl. Czy zgodzisz się z taką interpretacją. Jest różnica pomiędzy: "wiem, że X jest prawdziwe", a "wiem, że wiem, że X jest prawdziwe". Uzasadnienie pierwszego twierdzenia wymaga odesłania do czegoś pozapodmiotowego: widziałem, przeczytałem, dotknąłem. Drugie dla swego uzasadnienia nie musi odsyłać poza podmiot, bo jako swój przedmiot ma twierdzenie na temat rzeczywistości a nie rzeczywistosć samą. Podobnie nietzschanista na metapoziomie ufa sobie, tj. temu co znajduje w sobie - wie czego chce (rozumie swoje chcenie) i chce tego bez odesłania do czegoś zewnętrznego. Ale nie daje mu to oparcia, bo (na pierwszym poziomie) nie posiada weryfikacji dla prawdziwości tego co wie i tego czego chce.

    3.2. Potem pisząc o zaufaniu do tego co swiadome i o nieprzejżystosci nieświadomości, przenosisz podział na te dwa poziomy do wnętrza podmiotu. Podnosisz tym samym ten schemat o jeden poziom wyżej - na kolejny metapoziom. Teraz pierwszy poziom to moja psychiczna wola - Wiem, że chce X-a. Zaś drugi poziom to moja wola mocy, która nalezy do porządku nieświadomości, i świadomość nie może jej poznać. Byłoby to: wiem, że chcę chcenia X-a (czyli np. wiem, że afirmuje swoje chcenie) Ale tutaj jest problem, bo to chcenie chcenia jest w sferze nieświadomości i nie może być poznane. Tym samym dopuszcza się sytuację, w której osoba nie wie tego czy naprawde chce czy nie chce swego chcenia. Tym samym nie jest pewna swojej prawdziwej woli mocy - nie jest pewna tego czy naprawdę chce obecnie tego czego chce wola mocy w niej.

    W tym kontekście pytanie:
    Czym jest zaufanie do siebie nietzschanisty, skoro nie może on ufać nawet temu jak sie mu jawi jego wola mocy, nie mówiąc o zaufaniu do innych i do świata zewnętrznego? Możesz powiedzieć, że musi ufać temu co mu się jawi w świadomości - sobie jako zjawisku. Ale on jednocześnie wie, iż zjawisko to nie odpowiada rzeczy samej w sobie. Owszem jest tak, iz - z braku alternatyw skazany jest on na działanie zgodnie z tym jak sie sobie jawi, ale czy można w ramach takich założeń ontologicznych (rozdzielenie świadomości i nieświadomości), które rodzą duży sceptycyzm - mówić o zaufaniu? Czy nie uczciwiej powiedzieć, iż nietzchanista nie ma czemu ufać - musi po prostu działać zgodnie z tym co w sobie znajduje. No bo inaczej rodzi się takie dziwne sformułowanie - ufam w coś co nie daje mi pewności i oparcia. Credo, quia absurdum? Czyli jednak nie tak daleko pada jabłko od jabłoni:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ad 1. Ok.

    Ad 2. Ok - już rozumiem o co Ci chodziło. Dodam tylko tyle, że świadomość, czy psychika są również częścią woli mocy, czy też: wytworem woli mocy. Ale nie są częścią najważniejszą i nie dają adekwatnego wyrazu woli mocy jako takiej.

    Ad 3. Wiesz. Tu problem leży gdzie indziej, ale dopiero twój komentarz mi to uzmysłowił. Ty rozumiesz zaufanie, jako oparcie się na pewnej, niepowątpiewalnej podstawie - coś jak wiedza. Ja natomiast używałem tego terminu raczej w sensie wiary: nie masz pewności, nie masz mocnego oparcia, ale jednak masz nadzieję, że to dobry kierunek. Bardziej niż Tertulian inspiracją był dla mnie (czego nigdy nie ukrywałem) Kierkegaard ze swoim "skokiem w wiarę". Tyle, że oczywiście nie o teizm tu chodzi - już raczej "skok w antyteizm" ;) w hipotezę, w eksperyment.

    OdpowiedzUsuń